Już nie długo, już jutro, już za chwilę... nikt nie będzie kręcił liczników!
2014-08-10|Poza autem|Komentarze: 37
Z pewnym zażenowaniem przyglądam się zachwytom nad kolejnymi propozycjami które mają ukrócić proceder kręcenia liczników w autach oferowanych na sprzedaż. Jakby miało to zbawić rynek wtórny aut i wytępić nieuczciwych sprzedających. Ponoć stan licznika jest już spisywany podczas badania technicznego, teraz jeszcze policja miałaby go aktualizować podczas rutynowych kontroli. Pewnie powstanie jeszcze kilka innych karkołomnych pomysłów które będą miały za zadanie walczyć z tym, że chcemy i uwielbiamy być okłamywani przez innych i też przez samych siebie.
Teraz można sobie kupić auto z przebiegiem 170 tys. km bez względu na wiek a po wprowadzeniu tych wszystkich przepisów i kar chłosty dla kręcących liczniki będzie można za te same pieniądze kupić te same auta ale z 350 tys. km na cyferblacie. Przecież teraz handlarze kręcą licznik nie po to aby wyciągnąć od sprzedającego ekstra kasę za lepszy stan auta i niższe zużycie ale po to aby w ogóle sprzedać auto.
Tą samą drogą idą też okazyjni prywatni sprzedawcy którzy normalnie korzystali z auta i przekroczyli te krytyczne 200 tys. km. Oni nawet zeszliby z ceny, w końcu auto nie pierwszej młodości, przebieg też konkretny, wielkiego biznesu nie chcą robić a po prostu sprzedać auto ale bez odpowiedniego przebiegu to nawet pies z kulawą nogą nie zadzwoni.
Trochę gorzej mają posiadacze aut z realnym niskim przebiegiem. Co prawda między bajki można wsadzić obawy przez brakiem zainteresowania ze względu na posądzenia o kręcenie licznika ale po prostu za takie auto nie dostaną więcej niż za inne 10 letnie diesle ze 180 tys. km przebiegu.
Brzmi to wszystko jak usprawiedliwianie oszustów? Chyba największymi oszustami jesteśmy my sami kiedy to sobie wmawiamy, że trafia nam się okazja, trochę jakby rozwalamy system bo właśnie będziemy mieli całkiem nowe auto, z niskim przebiegiem, w dobrej cenie.
Nikt nie szuka okazji a chce po prostu samochód w stanie adekwatnym do wykładanej kasy? No to niech szuka auta w stanie adekwatnym do wykładanej kasy a nie patrzy na licznik. Takie auta z 200 czy 400 tys. km na liczniku przecież kupowane są przez handlarzy. Po skręceniu licznika o połowę zaczynają nam się podobać. Póki nie wiemy, że licznik był skręcony to nie mamy uwag, jest OK, więc w czym problem? Po co komu ten rzeczywisty przebieg w aucie 10 letnim i starszym?
Rzeczywisty przebieg ma praktyczne znaczenie w zasadzie tylko w przypadku w miarę nowych aut, kilkuletnich. Tutaj pozwoli trochę przyoszczędzić na eksploatacji bo pasek rozrządu wymienia się zwykle co około 150 tys. km, olej w skrzyni DSG co 60 tys. km wiec jeżeli przebieg jest realny to nie ma potrzeby tego robić zaraz po zakupie. Do czegoś jeszcze może się przydać?
Jak już obudzimy się w rzeczywistości w której wszystkie liczniki będą pokazywały realny przebieg to niestety ręka naiwniaków dalej będzie spoczywała w nocniku. Wtedy zdadzą sobie sprawę z tego, że to jednak nie o sam stan licznika chodzi przy zakupie używanego auta. Licznik to tylko podpowiedź na co w pierwszej kolejności zwrócić uwagę. Można albo poprzeć na jego wskazanie albo sobie wymyślić jakiś przebieg i pod tym kątem oceniać auto, na to samo wyjdzie.
Chyba, że naiwnie wierzymy, iż niski przebieg to gwarancja dobrego stanu auta. No to za chwilę odkryjemy takie pojęcia jak kolizja, szkoda całkowita, auto popowodziowe, trefne i awaryjne modele, druciarstwo zamiast serwisowana, przepalanie oleju ;) Wtedy znowu zaczniemy główkować jak rozwiązać ten problem i co zrobić aby przymusić sprzedającego do nie zatajania powypadkowej historii auta czy do wyspowiadania się ze wszystkich usterek trapiących to sprzedawane auto w znakomitym stanie technicznym.
Czytaj także
Komentarze (37) skocz na koniec
Bo na razie doszliśmy do etapu gdzie kłamstwo jest normą, podczas gdy powinno być wyjątkiem...
Kłamstwo jest normą w tej branży i albo to sobie uzmysłowimy i nie będziemy dali się oszukać albo w te kłamstwa dalej będziemy wierzyli i jedynie oczekiwali, że urzędnicy swoimi kolejnymi pomysłami uchroni nas przed naszą naiwnością.
Najlepiej zakazać wszelkich oszustw ale coś mi się zdaje, że są one od dawna zakazane.
Przebieg to tylko parametr taki jak wiele innych różnych parametrów określających stan auta, ale też on ma dla nas jakieś znaczenie, tak jak każdy z pozostałych parametrów. Inne parametry jesteśmy do pewnego stopnia w stanie ocenić sami, a przy przebiegu możemy jedynie zakładać, że sprzedawca nie jest oszustem i na tym polega problem tego parametru. Zakładając, że żyjemy w idealnym świecie gdzie nie ma oszustów wiem, że robiło by mi różnicę, czy kupuję auto, które ma 10 tys przebiegu, czy 400 tys przebiegu. Pozostałe parametry auta i tak będę oceniał osobno i też brał pod uwagę.
W polskiej mentalności pokutuje przekonanie, że książka serwisowa to Biblia, brak natomiast chęci BEZPŁATNEGO zweryfikowania jej w serwisie gdzie mają wszystko ładnie udokumentowane w komputerach. Dużo jest w tym lenistwa jak i uleganie handlarzom, którzy nie zgadzają się na wycieczkę do ASO (*paaanie to ponad 30km stąd*. Ostatecznie godzą się na pojechanie na dowolną (najbliższą) stację diagnostyczną... wszystkie i tak są *zaprzyjaźnione* w promieniu 15km od komisu :) A ścieżla diagnostyczna w ASO to pomarz... *paaaanie, to kosztuje 300-400zł, za 40zł to samo zrobią w SKP*. Jednak nie jest to samo - przede wszystkim sprawdzają nie tylko stan podwozia, pod dokumentem z oględzin ktoś się podpisuje, a protokół trafia do bazy danych i żaden szanujący się serwis nie będzie chciał mataczyć, bo oszukany klient mógłby im wytoczyć proces. Dodatkowo zleceniodawca dostaje wykaz części do wymiany. Potrafią być dokładni dosłownie co do śrubki i nakrętki... oczywiście tam też pracują ludzie i kumaty handlarz jest w stanie również ich oszukać montując np. najtańsze elementy zawieszenia (które rozleci się dopiero za kilka tys. km)
Historia jedna z wielu: znajomy brata kupił BMW E39 co miała ponad 300tys.km na liczniku, w serwisie stwierdzili, że rzeczywisty jej przebieg wynosi ponad 900tys (!), ale zapewniali go, że jest w dobrym stanie technicznym i ma się tym nie przejmować. Na szczęście kupił go od osoby, która dbała o auto. Prawdopodobnie ta osoba też nie była świadoma ile ktoś przed nim nalatał tyle kilometrów...
PS. Niedługo też mi stuknie *setka* :)
A dziewica to prędzej czy później będzie chciała zobaczyć jak to jest z innym ;P
Fakt że *Kłamstwo jest normą w tej branży* pociąga za sobą dwie konsekwencje:
- Po pierwsze, uczciwi nie mają równych szans na konkurowanie, a rolą państwa jest zapewnić te w miarę równe szanse dla wszystkich i uregulowanie kwestii liczników jest krokiem w tą stronę.
- Po drugie, tolerując łamanie zasad w jednej dziedzinie zwiększamy obojętność i tolerancję na łamanie zasad również w innych dziedzinach - łamania przepisów ruchu drogowego (nawiązując do filmu autora, w którym z dumą wyprzedza kolumnę samochodów jadąc pasem do lewoskrętu i na środku skrzyżowania zmienia pas *ryjąc się* w wyżej wymienioną kolumnę pojazdów), zasad pożycia społecznego (skoro mamy lato, to z obserwacji plażowych - palenie i kiepowanie do piasku, wyprowadzanie psów na plażę bez smyczy i kagańca) itp. itd.
Naiwniakami jesteśmy nie dlatego, że wierzymy w 10-latka z przebiegiem 100kkm ale dlatego, że usprawiedliwiamy ludzi, którzy oszukują innych (zgodnie z tą wizją szef Amber Gold jest gość, tylu naiwniaków zrobił jak złoto, przecież sami chcieli być oszukani) - bo to obróci się przeciwko nam samym i prędzej czy później trafimy na większego niż my sami cwaniaka.
P.S. Bez problemu sprzedały się niedawno auta z licznikami 340kkm i 220kkm, oba w cenie adekwatnej do stanu, co może wskazywać na nieprawdziwość twierdzenia jakoby kręcenie liczników było wymuszone brakiem zainteresowania samochodami 200kkm+.
Ktoś kogo znam miał do sprzedania auto segmentu D (Mondeo, Vectra, Accord), 2.5V6 (bez gazu) z automatyczną skrzynią biegów. Produkcja 1999 lub 2000, przebieg 360 tys co daje 28 tysiecy na rok. Pierwszy właściciel (taki prawdziwy, nie tylko w Polsce), auto nie widziało innego warsztatu niż ASO, stan adekwatny do przebiegu i wieku. Pół roku na Allegro i nic...ani jednego telefonu mimo mocno atrakcyjnej ceny - odekwatnej do przebiegu.
Auto zostało wstawione do komisu gdzie przeprowadzono *korekcję stanu licznika* i samochód sprzedał się w 2 tygodnie.
Wniosek: psychologia ma podstawowe znaczenie przy kupnie samochodu a przebieg to taki psychologiczny czynnik. Kupując nowe auto przekraczamy kolejne granice psychologiczne: pierszy tysiąc kilometrów, pierwsze 100tyś, itd. 200 czy 300 tys. to taki ważny moment, gdy większość uznaje auto za stare i stąd istnienie magików, którzy przeprowadzą *adaptację stanu licznika* by właściciel lub przyszły właściciel czuł się lepiej.
Nie zgodzę się natomiast, że przebieg ma znaczenie tylko w nowym aucie. W starszych wymiana rozrządu za 1,5-2 koła to nawet 10% wartości pojazdu. Do tego olej w skrzyni, mostach, płyn chłodzący, pompa cieczy, itd... Fajnie byłoby mieć realny przebieg i wiedzieć ile REALNIE trzeba doinwestować.
Dlaczego *handlarze* oszukują swoich klientów? Dlaczego kręcą liczniki?
Bo są zwyczajnie bezkarni.
Wystarczy kręcenie licznika, czy zatajanie wypadkowej przeszłości uznać za przestępstwo i karać np. tak samo jak za oszustwa finansowe. Podrabianie książek serwisowych karać tak samo jak za podrobienie dokumentów (Dowodu osobistego, paszportu itp.).
Tutaj trzeba zacząć od zmian w swojej głowie a nie od zmiany prawa bo to nic nie da (w Polsce).
A wystarczy przestać patrzeć na znajomych, na sąsiadów. Wystarczy przestać przejmować się *co ludzie powiedzą*. Wystarczy przestać żyć na wyrost, na kredyt. Wystarczy kupić auto z niższego segmentu albo tańsze, innego producenta a nie prześcigać się z sąsiadem czy kumplami w pracy kto ma lepszą furę z mniejszym przebiegiem i mniej sciuchaną - prymityw.
Do tego dochodzi sprawdzanie auta przed zakupem. *nie będę jechał na diagnostykę bo zapłacę ze 200zł a auto kosztuje 10tys więc się nie opłaca*. Co się nie opłaca? Nie opłaca się być mądrym a opłaci się być frajerem?
Tak więc zacznijmy zachowywać się jak ludzie myślący a ten proceder sam zniknie albo zejdzie na daleki margines.
Dlaczego z przebiegiem nie jest podobnie? jeżeli bardzo zależny nam na niskim przebiegu to weryfikujmy stan licznika, drążmy temat a nie zaczynamy w niego wierzyć i w taki sposób tolerujemy proceder kręcenia.
@stonka, ale już teraz takie oszustwa są karane! nie można oszukiwać i kłamanie co do stanu auta, jego parametrów, celowe wprowadzenia w błąd jest zabronione naszym prawem! tylko co z tego? ma to być ścigane z urzędu? policja ma udawać klientów i robić naloty na komisy? jak jakie oszustwa finansowe? takie jak z Amber Gold? sam widzisz jak to karanie się odbywa...
i tak jak napisałem, gdy już spełni się ten postulat, już wszystkie auta będą miały realny przebieg to dalej osoby dość naiwnie podchodzące do zapewnień sprzedawców dalej będą miały problem bo wtedy właśnie odkryją, że jedno auto ze 150 tys. km przebiegu wcale nie będzie w takim super stanie jak inne z takim samym przebiegiem...
dzisiaj to chyba sporo osób jak zorientuje się, że auto ma kręcony przebieg to szuka innego, co do którego nie zorientują się, że ma kręcony przebieg...
Tolerując kręcenie licznika i przerzucając na klienta odpowiedzialność za weryfikację jego stanu (a tak odebrałem Twój artykuł) sprawiamy, że ludzie nie wierzą w podawany stan licznika nawet, jeżeli jest on prawdziwy. Na szczęście mnie to ominęło, ale gdy kupiec przyjeżdżał po jeden z poprzednich samochodów (143kkm w 11-latku) obiecałem sobie, że jak powie że licznik kręcony to wyrzucę za drzwi na zbity pysk.
O związku pomiędzy stanem licznika a stanem pojazdu się nie wypowiadam, bo jak wiadomo jest różnie, podobnie jak z mieszkaniami, czasami nowe od dewelopera są w gorszym stanie niż stare kamienice :) Klienci niezadowoleni z zakupu będą zdarzać się zawsze, niektórzy tak mają, i stan licznika nie ma tutaj nic do rzeczy.
Nigdy nie kupowałem *okazji*, nigdy nie patrzyłem na przebieg, tylko ogólny stan. Przepłacałem. Ale nie żałowałem. Proste :)
Mieszkam w kraju, gdzie po podaniu na odpowiedniej stronie numeru rejestracyjnego i VIN mam wgląd do historii przeglądów danego auta (i zestawu innych informacji, np. historię przeglądów i ubezpieczenia, wliczając w to szkody) od 2009 roku. Co ciekawe, każdy sprzedawca, który chce uchodzić za rozsądnego podaje VIN. Oczywiście, można kupić sprowadzony samochód, gdzie tych statystyk nie ma (bo auto świeżo zjechało z lory). I nadal istnieją firmy specjalizujące się w sprowadzaniu czteroletnich dieselków za 30% ceny nowego, bo klientela z potrzebą pokazania się nieadekwatną do finansów jest.
Dla mnie jednak zysk jest taki, że nie muszę z ich usług korzystać, nie muszę się martwić, że mnie też przekręcają. Przede wszystkim sam nie muszę stosować chałupniczych sposobów na oceniane przebiegu, a tym samym tego, czy rozrząd, olej w skrzyni czy świece mam wymienić już teraz czy dopiero za rok.
Średnio wierzę, by przeciętny obywatel jechał na skręcenie licznika przed przeglądem na 3 lata, a potem na każdym kolejnym (no bo przecież po tym czasie będzie jeździł mniej) po to, by zarobić sobie 2000 zł na odsprzedaży auta z niższym przebiegiem. Nawet przyjmując, że to skręcanie licznika ma *za flaszkę u kolegi*.
I kto na tym zyska? Przeciętny obywatel z dużym przebiegiem autka czy handlarz z max 200k km i to *wiarygodnym* bo tak będzie zapisane na pierwszym przeglądzie po sprowadzeniu.
Ludzie chcą mieć niski przebieg w *nowym* starym samochodzie, więc pójdą do handlarza (teraz z naiwną 100% świadomością, że przebieg przecież nie mógł być kręcony).
Dlatego uważam, że dzielenie przebiegu auta sprowadzonego z Niemiec przez 2(ale nie więcej) po sprowadzeniu do Polski jest uczciwe, auto z zachodu bez cofniętego licznika nie może nawiązać uczciwej walki z krajowym bo cebulaki patrzą głównie na przebieg, a prawda jest taka, że w niemieckich warunkach auto eksploatuje się przynajmniej 2 razy wolniej i tak naprawdę auto z niemiec z przebiegiem 300 000 km to jak polskie z przebiegiem 120 000 km.
Już o tym, że auta produkuje się w wersjach na Polskę i na Europę zachodnią już nie wspomnę bo każdy wie o co chodzi, wystarczy przypomnieć sobię Astrę i Astrę Classic.
W aucie prywatnym dotychczas raczej nikt nie bawił się w korekty, chyba, że ktoś lubi sam siebie oszukiwać, ale już w samochodach kupionych na firmę częściej się ten proceder spotyka - korekcję robi się przed wizytą w ASO gdy w umowie leasingowej jest zapisane, że auto rocznie może max. przejechać np. 35tys. km a ktoś *przypadkiem* robi nim przebiegi o 10-20tys. km większe.
Dziury. Bo to najbardziej męczy... Wymieniasz niektóre elementy zawieszenia i z głowy. A zimnych startów, które dają popalić silnikowi i skrzyni nie zrekompensujesz. Chyba, że kapitalką. Wolałbym auto, które przez 10 lat natłukło 300 tysia niż 65 tys, które X razy ruszało na zimnym i się nie dogrzało.
Jest to jeden z kilku powodów dla których w ogóle nie rozważam zakupu auta poflotowego (zresztą, na co mi Focus czy Octavia). Ale touche, w tym wypadku trzeba do ASO. Jak to się jednak ma do prowadzenia kilometrówki (od niedawna jest to wymóg do uzyskania pełnego odliczenia VAT-u)? Stamtąd też wtedy będą te kilometry znikać? :)
Znam też firmę, która kilka lat temu miała w samochodach GPSy i wystawiała wewnętrzne mandaty za przekroczenie prędkości. Także, niewiele mnie już zdziwi.
Toteż kręcenie licznika powinno surowo być karane po to, żeby uchronić kupującego przed niespodziewanymi awariami. I nie ważne, czy sprzedający jest osobą prywatną czy handlarzem. Po coś te liczniki w końcu są.
Wyznacznikiem stanu auta na pewno nie jest jego przebieg bo można na pewno kupić samochód z przebiegiem realnym 500 000 w stanie idealnym bo ktoś rozsądnie go użytkował , dbał,wymieniał wszystko na czas i nie pałował na zimnym silniku i tak samo można kupić wóz ,który ma przejechane 120 000 tyś . a ktoś go haratał po rowach i grzał bardziej niż kurczaka w piekarniku :)
Tylko który przebieg jest faktycznie realny ? Hmm ...? :D
Ja swoim dupowozem robię ~10 tys. km. rocznie czyli krótko licząc - po 10 latach będzie miał na zegarze ~110 000 km. Autentyczny, nie *kręcony*. I też będzie źle. Bo na nic książka przeglądów, faktury z serwisu, pełna dokumentacja. *Panie, powiedz pan prawdę - ile żeś pan skręcił?*.
laicy uwierzą we wszystko co im się mówi, nawet w niski przebieg jak był kręcony, handlarze i inni fachowi kupujący nie będą mieli problemu z określeniem, że przebieg jest realny... kręcić nosem będą co najwyżej domorośli specjaliści tacy jak my co się naczytali, że liczniki są kręcone i będą czuli podstęp a zarazem nie będą w stanie bezsprzecznie określić przebiegu :)
Jedynie wnętrze będzie miało stan gabinetowy, po dziadku-lekarzu ;)
Miałem sąsiada podobnego w zachowaniu (w sposobie użytkowania auta) do tego teścia... tak dbał o auto, że nawet folii na tapicerce nie zrywał :)
Są *duże rzeczy* które trzeba zrobić po 200k czy po 300k
Dodatkowo przebieg + stan wizualny może mówić o sposobie eksploatacji.
Autostrada-miasto.
Problem polski polega na tym ze automaty padają po 200k :D
Pytanie czy po 200 przed czy po skręceniu?
Bo padają komuś kto kupił auto mające 160 a padła po 40...
Ile miało przed skręceniem? 260? To by się zgadzało niektóre skrzynie wymagają serwisu po 300 inne po 400. Niektóre silniki są ok przez 500kkm inne 700 i sa to w miarę stałe. Problem w tym że my u nas czytając fora dostajemy info niekształconą o skręcenie.
Parę osób pisało o skąpieniu na ASO.
I tak dokładnie jest.
Jadąc po obecne auto poprosiłem ASO u siebie o telefon do aso handlarza z prośbą o przyjęcie.
Oczywiście spytałem handlarza czy się zgadza a ten że tak :D
Jak przyjechałem była sobota i ~12 Jak powiedziałem że jedziemy to był pewien że nas pogonią mówił że nie ma sensu... że trzeba sie umawiać tydzień wcześniej. Mina mu zrzedła jak pani mnie przywitała z uśmiechem i info że czekają na mnie (30min przed zamknięciem.)
200zł za podstawowy przegląd z podpięciem pod komputer.
Wiedziałem co w skrzyni wali błędami
Ile ma auto przejechane
Jaki jest problem z hamulcami
I kilka innych drobiazgów.
Dostałem wstępną wycenę naprawy. (do mojej wiadomości)
Najlepiej zainwestowane 200zł.... Handlarz malał w oczach. na koniec po podpisaniu umowy stwierdził że trudnych klientów jeszcze nie miał.
Ciekawe...
To jakich miał? Skoro ja tylko wziąłem auto do ASO?
Jak oglądali? Porównywali do aut innych handlarzy mających 150kkm?
Ludzie nie znają się i mają błędne pojęcie o autach. A ASO się boją bo wydaje im się że to zdziercy.
Z tego punktu prawdziwy przebieg będzie zbawienny bo coś wreszcie będą mieć... Ale i zdradliwy bo to jak wiemy nie wszystko.
Szokiem będzie jak wejdzie jakiś centralny europejski rejestr. Bo znikną tanie auta bez wad z niskim przebiegiem.
@spalacz mały przebieg też potrafi być zarazą.
Znam gościa który miał wypasioną limuzynę bmw :)
Potężny silnik i wyposażenie.
Problem że do pracy miał 5 min z buta więc autem jeździł okazjonalnie.
Co gorsza na wakacje latał samolotem.
Miał po 4 latach zrobione 20kkm...
Nawet handlarze nie wierzyli że nie ma trupa pod maską.
Byli też tacy co przywozili auta z Niemiec i podnosili przebieg żeby go uwiarygodnić bo wciąż nie wierzymy że ktoś tam może mieć dobre auto i jeździć koleją do pracy.