O utracie wartości nowego auta z salonu
2015-12-21|Poza autem|Komentarze: 97
O utracie wartości nowego auta czyli często spotykanym argumencie przeciw zakupowi nowego auta wśród osób kupujących używane. Jednocześnie nie stanowiącym większego problemu dla osób kupujących nowe.
Tytułem wstępu, aby nikt mi nie rzucił, że zaklinam rzeczywistość to oczywiście piszę wprost, że tak! nowy samochód traci najwięcej na swojej wartości, im starszy tym traci mniej. Oczywiste. Nie mam zamiaru udowadniać, że jest inaczej. Przeciwnie, pisze dlaczego tak musi być.
Przy czym utratę wartości definiujemy jak różnicę między ceną zakupu a sprzedaży czyli aby stracić trzeba auto sprzedać. Jeżeli auta nie sprzedajemy to uznajemy, że nie mamy żadnej straty bo ciągle mamy samochód który chcieliśmy za cenę jaką zapłaciliśmy. Oczywiście działa to też w drugą stronę czyli zanim nie sprzedamy samochodu to możemy uznać, że mamy 100 proc. utratę pieniędzy gdyż tyle nam ich ubyło z portfela. Jeżeli nowe auto ktoś nam ukradnie razem z kluczykami albo skasujemy go po pijaku no to nie dostaniemy w ogóle odszkodowania więc stracimy wszystko.
Teraz o kilku faktach i okolicznościach jakie dotyczą zakupu nowego auta i utracie jego wartości w czasie jego eksploatacji o których warto wiedzieć bo czasami zmieniają one istotnie sytuację. Nikt nie lubi tracić pieniędzy ale mimo wszystko wiele osób kupuje nowe auta i wcale nie uważają, że to najgorszy zakup jaki wykonali.
W tym materiale skupiam się tylko na utracie wartości a pomijam wszelakie inne okoliczności związane z zakupem auta. Zwykle nowy samochód kupuje się bo jest nowy, bo taki chce się mieć, bo podoba się, ma coś czego nie mają starsze auta, nie jest zużyty, jest mniej awaryjny niż taki sam używany, jest na gwarancji, itd.. czyli są to dokładnie takie same powody z jakich kupuje się każdy inny nowy produkt.
Tak półżartem to jeżeli chcesz zawstydzić sąsiada najnowszym VW Passatem z DSG no to musisz właśnie taki samochód kupić a nie kilkuletni ale za to bez dużej utraty wartości przy odsprzedaży. A na poważniej, jeżeli czyjeś oczekiwania spełni tylko nowy samochód, jakiś konkretny model to głupotą jest kupić inny samochód który tych oczekiwań nie spełni ale będzie tańszy.
Wracając do utraty wartości...
Nowy samochód nie kosztuje tyle ile jest podane w cenniku. Jeżeli wyliczasz utratę wartości samochodu to musisz wiedzieć ile faktycznie ten samochód kosztuje. Niby to oczywiste ale mam wrażenie, że osoby które najgłośniej argumentują o utracie wartości nigdy nie były faktycznie zainteresowane nowym autem na tyle aby po prostu zapytać o jego cenę.
Od cen widocznych cenniku niemal zawsze udzielane rabaty które mogą wynosić od kilku do nawet kilkudziesięciu procent za zupełnie nowe samochody. Często na samochód stoi już w salonie można dostać kolejny rabat. Są rabaty po znajomości, rabaty dla określonych grup zawodowych, rabaty za kolejne auto danej marki, itp. Do tego dochodzą wyprzedaże roczników które są popularne wśród osób mających zamiar użytkować samochód przez wiele lat gdyż wtedy jest im wszystko jedno czy w dowodzie jest wpisany ten czy tamten rocznik. Na marginesie dodam, że kupując auto ze starego rocznika dobrze sprawdzić jak wygląda to z nowego gdyż często ma lepsze wyposażenie w standardzie czy pakiet poprawek których nie widać na pierwszy rzut oka. Kolejną sprawą są zakupy przez brokerów. Wszystko to sprawdza się do tego samego, tj. posiadania fabrycznie nowego auta z pełną gwarancją. Jeszcze inną sprawą są jakieś niestandardowe choć bardzo częste oferty np. jaką sam otrzymałem, tj. zakup auta już zarejestrowanego jako testówka przy salonie a którą nikt nie jeździ i nie ma żadnego przebiegu (minusem jest to, że gwarancja fabryczna biegnie od daty rejestracji).
Podsumowując, porównywanie cen z cenników na stronach www producentów aut z cenami z Otomoto nie ma sensu. Raz, że ceny nowych aut są niższe a zarazem ceny używanych aut są jeszcze bardziej zróżnicowane.
Na koniec dochodzą jeszcze kwestie które mają wpływ na ostateczny koszt auta kupowanego przez konkretnego kupującego. W przypadku dużych firm często samochód jest też pośrednią formą wynagrodzenia dla pracownika który po kilku latach jazdy wykupuje samochód na własność i przez to cały czas jeździ autem z salonu które go niewiele kosztowało. W przypadku mniejszych firm są to po prostu korzystniejsze rozliczenia podatkowe. Oczywiście wszystkie te operacje nie zmieniają ceny jaką należało zapłacić za auto dilerowi ale maja zasadniczy wpływ na koszty jakie poniosło się.
Podsumowując jeszcze raz, zanim nazwiesz kogoś frajerem bo kupił nowe auto które straciło ileś tam procent przez kilka lat to zastanów się czy znasz dokładna cenę za jaką ktoś te auto kupił a przede wszystkim ile faktycznie go to kosztowało.
Jeszcze bardzo ważna sprawa! Ceny aut z polskiego salonu porównujemy z cenami aut używanych pierwotnie kupionych w polskim salonie! Nie ma takiej zabawy, że porównujemy nówkę nie śmiganą z autem importowanym z USA i wyklepanym po dzwonie. Albo niemieckim dieslem z ogromnym przelotem. Samochód musi być kupiony w polskim salonie, normalnie użytkowany, w stanie adekwatnym do rocznika i przebiegu, z możliwością potwierdzenia wszelakich informacji. Nie ma sortowania od najniższej ceny! Po prostu trzeba znaleźć tego frajera co przed chwilą kupił nowe auto w salonie a teraz chce je sprzedać z dużą utratą wartości i powie nam o nim same pozytywne rzeczy, będzie płakał podczas sprzedawania i utwierdzał nas w przekonaniu, że faktycznie jest debilem skoro chce ten samochód sprzedać.
Każdy słyszał bzdurny argument o tym, że nowe auto traci na wartości od razu po wyjechaniu z salonu. Przecież taka strata jest wybitnie wirtualna bo nikt nie sprzedaje auta od razu po wyjechaniu z salonu.
Dlaczego auto "traci" na wartości od razu po wyjeździe z salonu? Bo sam nie chciałbyś za to auto zapłacić tyle ile kosztuje w salonie nawet gdybyś był zainteresowany dokładnie takim autem w tej cenie. Dlaczego masz kupować samochód od kogoś obcego jak za taką samą cenę możesz kupić to samo auto w autoryzowanym salonie jako pierwszy właściciel?
Aby kupić takie auto musiałoby być ono na tyle tańsze niż zupełnie nowe aby opłacało się podjąć ryzyko i niejako niewygodę zakupu takiego auta. W takim wypadku utrata wartości to przede wszystkim cena szacowanego ryzyka a nie realnego spadku wartości jako takiego. Przecież chwilę po wyjeździe z salonu nie ma żadnego zużycia elementów. Dosłownie obrazując to jeżeli pracownik salonu wyjedzie nowym samochodem, zrobi nim 10 km, wróci, postawi z powrotem w salonie to nijak nie da się określić, że ten samochód "ma już utratę wartości bo wyjechało z salonu". Każdy zainteresowany zapłaci za niego jak za nowy bo nie ma żadnego ryzyka co do jego stanu, jest nowe, z pełną gwarancją, folijkami na wyświetlaczach, itd.
Pod tym względem samochód nie różni się od każdego innego produktu konsumpcyjnego.
Na koniec dodam, że często kupujący nowe auta liczą na to, że po wyjdzie z salonu ono sporo straci na wartości i dlatego często decydują się na zakup kilkumiesięcznych aut testowych przy salonie na które są dodatkowe rabaty. Takie samochody często są mocno zajechane przez klientów ale zdarzają się też w znakomitym stanie i niewielkim przebiegu. Ja sam jeździłem Audi A4 2.0 TDI jako autem zastępczym na czas serwisu które miało niecałe 3 tys. km przebiegu po dwóch latach od rejestracji! Oczywiści nie jest to już zupełnie nowe auto. Oczywiście aby kupić takie auto o wiele taniej to diler musi chcieć je sprzedać o wiele taniej a chyba nie był chętny skoro je tak długo trzymał na parkingu.
Samochód już po roku traci 30 procent! czy ileś tam. Identyczna sytuacja jak po wyjeździe z salonu. Aby ktoś kupił takie auto musi być tańsze niż zupełnie nowe, musi być dodatkowo tańsze bo dochodzi kolejne ryzyko związane z awaryjnością, gwarancja już płynie, dochodzi dodatkowa utrata wartości za to, że auto ma jakieś zużycie. Gdybyś chciał kupić jakiś używany element z takiego auta (szyby, klocki, amortyzatory, fotele, radio, opony, wydech, itd..) no to będziesz oczekiwał, że będzie on istotnie tańszy niż nowy który możesz kupić sobie w ASO.
Jako sprzedający cały samochód nie będziesz utraty wartości nawet oceniał bo niema to żadnego sensu jeżeli autem masz zamiar jeździć przez wiele lat. Będąc kupującym będziesz już oczekiwał niższej ceny niż w salonie dodatkowo w jakimś stopniu obniżonej z zużycie podzespołów bo jeżeli będzie zbyt bliska cenie nowego auta to przecież kupisz auto w salonie.
Tutaj często powtarzane jest durne stwierdzenie, że coś jest warte tyle ile ktoś jest w stanie za to zapłacić. Durne bo zwykle sprowadza się do tego, że kupujący nie jest w stanie zapłacić tak dużo jak chce sprzedający albo sprzedający nie sprzeda tak tanio jak chce kupujący. Więc mamy taką sytuację, że kupujący uważa, że wie ile auto jest warte, tj. tyle ile on jest w stanie zapłacić ale zarazem nie może kupić auta za tę cenę mimo, że ma tyle pieniędzy.
Najlepiej kupić kilkuletnie auto które ma największą utratę wartości już za sobą. Jest wiele argumentów które mówią, że taki zakup jest najgorszym z możliwych. Przede wszystkim takie auto jest ciągle w miarę nowe i trzyma dość wysoką cenę więc z każdym rokiem nadal będzie ona istotnie spadała. Jednocześnie jest już po gwarancji więc wszystkie koszty będzie należało pokrywać z własnej kieszeni. A z racji tego, że auto nie jest stare to koszty serwisu, napraw, części zamiennych są cały czas spore. Bardzo często takie auto nie jest jeszcze dobrze rozpoznane przez niezależne serwisy. No i po tych kilku latach i dziesiątkach tysięcy kilometrów (często pod 200 tys. km zanim licznik nie zostanie skręcony) auto jest już istotnie zużyte więc będzie trzeba wymieniać kolejne elementy które są po protu zużyły albo miały prawo popsuć się po takim przebiegu.
Ryzyko zakupu takiego auta jest naprawdę spore a rynek jest ciągle niewielki. Na dodatek jest mocno obstawiony przez trefne auta, po dzwonach, itd.. gdyż przy ciągle dużej wartości auta można bardzo dużo zarobić oszukując kupującego. Jeżeli będziemy na dodatek szukać auta z polskiego salonu (o takich mowa w tym materiale) to okaże się, że nie ma w czym wybierać. Np. w naszym kraju nie ma żadnego rynku kilkuletnich używanych aut z mocniejszym silnikiem benzynowym.
Na marginesie dodam, że bardzo polecam każdemu zainteresowanemu zakupem używanego auta które określa jako "jak nowe" aby poszedł do salonu i przejechał się tym zupełnie nowym autem i porównał swoje wrażenia.
W mojej ocenie osoby zainteresowane takimi autami kupowałyby je zupełnie nowe gdyby były one trochę tańsze. Czyli jest to tylko kwestia braku pieniędzy na nowe auto a nie negatywnego podejścia do nowych aut z racji tego, że będą one tracić najwięcej na wartości.
-
Kupiłem używane auto i zaoszczędziłem sporo pieniędzy! Gratuluję! ale czy na pewno jak otworzysz portfel to znajdują się w nim te oszczędności? Szukam BMW serii 3 do 50 tys. zł bo nie ma sensu płacić 200 tys. zł w salonie czy szukam tego auta bo chcę jak najnowsze BMW ale nie stać mnie na te za 200 tys. zł z salonu? Zwykle jest to ta druga opcja i auta używane kupowane są nie dlatego, że szkoda tracić na wartości ale dlatego, że nie miało się w ogóle pieniędzy do stracenia na tej utracie wartości.
Ja nie trafiłem jeszcze na nikogo kto mógłby bez żadnego zająknięcia kupić sobie zupełnie nowe auto ale pomyślał, że szkoda tracić na utracie wartości i kupi sobie takie samo ale używane. Tak teoretycznie, że siedzi już w salonie, ma wpłacać zaliczkę ale w ostatniej chwili rozmyśla się, wchodzi na Otomoto i szuka takiego samego ale po utracie wartości.
W związku z zakupem nowych aut funkcjonuje też taki mit, że takie auta są zawsze szybko sprzedawane o wiele taniej i stąd bierze się ta ogromna utrata wartości. Jedynym ratunkiem przed utratą wartości jest zakup takiego już używanego auta. Że, trzeba sprzedawać nowy samochód, że tak robią wszyscy bo kończy się gwarancja. Dopiero używane auto (o dziwo już bez gwarancji) można użytkować przez wiele lat, być zadowolonym z zakupu a sprzedawać tylko wtedy gdy będzie to konieczne. Tutaj też mogę podeprzeć się swoimi skromnymi obserwacjami które przeczą takim zachowaniom (nie zaliczam do tego aut firmowych, flotowych, itd... które są jeszcze lepiej skalkulowane i firmom bardziej opłaca się kupić nowe niż utrzymywać bieżące, nie mówiąc już o zakupie używanego) jak i tym co widać na rynku wtórnym jeżeli nie zapomni się zaznaczyć opcji "kupione w polskim salonie".
Czytaj także
Komentarze (97) skocz na koniec
*Ja nie trafiłem jeszcze na nikogo kto mógłby bez żadnego zająknięcia kupić sobie zupełnie nowe auto ale pomyślał, że szkoda tracić na utracie wartości i kupi sobie takie samo ale używane.*
Znam taką osobę, to bardzo zamożny człowiek posiadający prężnie rozwijającą się firmę kilkusetosobową. Dwa jego najnowsze luksusowe auta w wersji Long kupił jako używane, ba - ściągnął je zza Wielkiej Wody. Z tego co słyszałem były po lekkiej stłuczce i miały symboliczny przebieg. Jeden to bardzo mocny diesel, drugi to równie mocny benzyniak V8.
Żeby nie było - posiada też cały tabun *nówek-salonówek* - od kilku prezesowozów (niektóre również w wersji przedłużanej), po sportowe kupety a na terenówce (takiej prawdziwej) kończąc. Większość z nich po latach *rozdał* najbardziej zasłużonym pracownikom jako auta służbowe.
Nie wiem dlaczego najnowsze zabawki kupił jako używki, stwierdzam tylko fakt, że są na świecie tacy ludzie którzy pomimo ogromnych możliwości finansowych decydują się na kupno używki :P
Wiem tylko, że jest bardzo zaradnym człowiekiem i bardziej tu widzę chęć zaoszczędzenia *dla sportu* tj. dla samej zasady, niż z powodu braku kasy w portfelu :)
Aha no i apropo gwarancji. 5lat/200kkm także do 2020r nie przejmuję się żadnymi naprawami. SUPER !
A koszt ? Nie będe pisał ile zapłaciłem. Ogólnie samochód wyszedł 28% procent taniej od ceny katalogowej nowego pojazdu.
Czy mógłbym kupić nowe ? Skoro się nad tym zastanawiałem to pewnie tak. Ale po co ?
To stwierdzenie jest najprawdziwszym stwierdzeniem z całego artykułu.
Oczywiście, że coś jest warte tyle ile ktoś jest w stanie za to zapłacić.
No bo jeśli Ty twierdzisz, że towar jest wart więcej, a realnie nie znajdzie się NIKT kto by od Ciebie za tyle ten towar kupił, to co ma za znaczenie jaką cenę sobie wymyślisz? Możesz twierdzić nawet, że towar jest wart i 150% ceny początkowej - i co z tego - jeśli nikt Ci tyle nie zapłaci?
Negowanie tego stwierdzenia to próba zaklinania rzeczywistości.
Oczywiście pomijam tu wartość sentymentalną dla właściciela, ale za to już nikt nie zapłaci.
To jest zazwyczaj koronny argument w dyskusjach między zwolennikami i przeciwnikami zakupu używanych samochodów, ale praktyce zawsze chodzi o to samo - Kowalski ma nazbierane pieniążki na gołego kompakta, a kupuje kilkuletnie *premium* o segment lub 2 wyżej, na które (nowe) go po prostu nie stać. *Za duża utrata wartości* to dla mnie taka ściema, bo ludzie boją/wstydzą się powiedzieć - chciałem premium, nie stać mnie na nowe, a nie chciałem jeździć *jakąś bieda-Astrą*...
Znam osoby, które latami pruły tezę, że mając do dyspozycji sporą kupkę tysiaków, prędzej złożyłyby wyczesanego w kosmos peceta z Windowsem, niż buliły za kilkukrotnie gorszego (na papierze) MacBooka. I pierwsi byli w salonie Apple, gdy rzeczywiście tę kupkę uciułali.
Bo musieli rzeczywiście wydać kasę, a nie tylko marzyć o tym, na co by się ją wydało.
Zakup pewności i wygody jest bardzo drogi, ale dla wielu osób najcenniejszy - ani trochę się temu nie dziwię. I taka cebulowa duma - kupiłem używany, śmierć frajerom - ogromnie mnie razi.
A już zupełnie inną kwestią jest to, że cena tylko w niewielkim stopniu wpływa na to, czy na dane auto nas w ogóle stać. Dużo ważniejsze są koszty eksploatacji i serwisu...
Czy znamy kogoś kto mógł kupić nówkę ale nie kupił? Znamy!
Ja osobiście kupiłem auto 4 letnie choć mogłem kupić takie samo nowe (auto segmentu B producent popularny, produkowane przez 9 lat w tym 1 lifting).
Różnica w cenie około 50%. Powód wyboru auta używanego nie był tylko finansowy. Było wiele przyczyn, a wizyta w ASO przed zakupem auta (sprawdzanie stanu) i tuż po na 1 serwisie utwierdziła mnie że to był dobry wybór. W samochodzie przez 2 lata poza czynnościami serwisowymi (oleje, filtry) wymieniłem klocki hamulcowe, cewkę zapłonową świece i wycieraczki przedniej szyby. Biorąc pod uwagę to że klocki, świece i wycieraczki to coś co się naturalnie zużywa to w zasadzie mam nieplanowaną wymianę cewki. Jedyny minus wynikający z mojego wyboru to taki że nie mam nowego auta, że może gdzieś jest jakaś rysa na lakierze, że dywaniki welurowe nie są jak nowe. W moim przypadku ten minus był jednak też powodem do zakupu auta używanego, ponieważ ze względu na jego przeznaczenie stan nowego samochodu po 2 latach, a może nawet wcześniej, byłby właśnie taki jaki jest teraz. Poza tym przy każdej rysie w nowym aucie denerwowałbym się o wiele bardziej. Wracając do kosztów, nie wiem co musiałoby mi się zepsuć w tym samochodzie, żeby wydać na naprawę te 50% ceny nowego, które mi zostało na koncie. Poza tym co może się zepsuć w aucie serwisowanym w ASO z przebiegiem sześćdziesięciu kilku tyś km?
ale sa przypadki ze utraty nie bylo.
pamietam skody felicje jak trzymaly wartosc.
teraz np. mazdy trzymaja cene.wystarczy spojrzec na uzywane ceny rocznych mazd 3 czy 6.
ogolnie warto kupowac rozbitki francuskie np bo ceny smieszne a auto jezdzi tak samo.
ludzie maja jakas zakrzywiona czasoprzestrzen i jak auto bylo potluczone to sie boja tego jakby nie wiadomo co i dzieki temu mozna tanio kupic fajnie jezdzaca sprawna mechanicznie furke po dzwonie :)
Mozna uciulac niezla sumke albo nabrac kredytow i kupic tylko co pozniej jak co miesiac nie ma odpowiedniej kwoty koncie i sie zaczyna placz wtedy.
Poza tym, nówka sztuka, nieśmigana - bezcenne...
@Bosz, chyba najlepiej to podsumował @Dapo, tj. określanie wartości wg tego stwierdzenia ma miejsce tylko w momencie transakcji czyli wcześniej wartość nie jest znana więc nie można stwierdzić, że coś jest mniej warte bo *nikt za tyle nie kupi*. A jeżeli kupi nawet za 150 proc. to będzie tylko określać cenę w tym momencie względem konkretnych stron transakcji bez znaczenia przy następnej sprzedaży.
Moim zdaniem zdecydowanie niesłusznie pominąłeś kwestie sentymentu bo to ma ogromne znaczenie przy ustalaniu ceny wg definicji, że jest coś tyle warte ile ktoś jest w stanie zapłacić. Przecież właśnie osoby z sentymentem są w stanie zapłacić o wiele więcej!
@Adam, jeżeli liczy się przede wszystkim wskaźnik radości z jazdy i oba auta zapewniają taką samą radość to brałbym tego tańszego... na pewno kilkuletnie X1 będzie już trochę wyeksploatowane to też odbija się na cenie choć oczywiście nie bezpośrednio na radości z jazdy...
@Tomino, chodzi po protu o stan auta i jego weryfikację, najwięcej i całkiem słusznie auto traci na tym jak jest powypadkowe więc musi być pewność co do jego historii... wiedza potoczna jest taka, że ceny importowanych aut są niższe niż oferty z kraju którego pochodzą, zarazem jak ktoś jedzie kupić auto za granicę ten widzi, że tam ceny zaczynają się od poziomu jaki u nas uznaje się za drogi i zwykle rozważa się te z dolnej półki cenowej nie przyjmując do wiadomości, że te sporo droższe mogą być obiektywnie warte swojej ceny... mi to się zgadza na przykładzie aut jakich ceny sam sprawdzałem (nie jest to oczywiście reprezentatywna próba)...
@mrrr... mi też chodzi po głowie M3 V8 od dłuższego czasu ale tylko w opcji na drugie auto czyli w praktyce jak coś się popsuje czy zużyje to odstawiam je na bok i zaczynam wielką rozkminę co dalej :)
A tak jest, A4 2011-12 za 50-60 000 zł to norma, a 200 000 km to dotarcie.
Wiadomo, kupno 3 letniego Civica albo Meganki czy Octavii nie ma sensu bo tu praktycznie full wersja kosztuje tyle co podstawowa i jest zagwozdka, ale premium tak drastycznie lecą na wartości bo poziom prestiżu spada, że nie skorzystać z tego kupując paroletnie Audi, BMW czy MB to wręcz grzech.
Jak nowe to Hondy, Peugeoty czy VW bo one mało tracą na wartości bo to toczydełka gdzie liczy się głównie wartość użytkowa/ekonomia a to spada wolno.
Jak premium to używka - nawet jak stać Cię na nowy.
Można napisać równie długi artykuł (a nawet pięciokrotnie dłuższy, jak kupować samochód używany z głową), wtedy porównując co się bardziej opłaca - raczej, a nawet napewno wyjdzie że używkę. Oczywiście chodzi o jakość do ceny, a nie argumenty, że nie będę jeździł na wypierdzianym fotelu.
Od 3 lat żadnej większej usterki w żadnym z aut.
I wydajecie tysiące złotych na wymianę tych niby pierdułek, wmawiając sobie i innym że spoko luzik, to tylko drobiazgi a i tak jeździcie wyższym o klasę autem niż ten co kupił w salonie. Bzdura. To on jeździ lepszym autem bo nie ma wytartych przycisków, wytartych ściegów na skórzanej kierownicy, nie musi dawać reflektorów do polerki i nic mu nie skrzypi podczas jazdy po dziurach.
Jeżeli uważasz, że piszemy bzdury, to nawet ciężko odnieść mi się do Twojego stwierdzenia, że dwuletni samochód to trup.
Polskie drogi? Wyjeżdżałeś w ciągu ostatnich 5 lat poza podwórko, czy może tłuczesz wóz po lasach i kocich łbach?
Wytarte ściegi na kierownicy pod dwóch latach? Masz ręce z betonu?
W jakim samochodzie po dwóch latach coś się nie domyka? Jeździsz Landwindem czy Tatą?
Wycierają się przyciski? Oprócz VW nie słyszałem, żeby w samochodzie współczesnym za 100K+ działy się takie historie.
Reflektory do polerki po dwóch-trzech latach? Z pleksi masz czy z taśmy klejącej?
Jeżeli to wszystko co piszesz pada po dwóch latach, to albo dokonujesz złych wyborów przy zakupie samochodu, albo go źle użytkujesz, albo masz takiego pecha, że nie powinniśmy się do Ciebie zbliżać na odległość posta.
No przepraszam, po prostu mam uczulenie na skrajne głupoty, nie bierz tego do siebie.
@reszta
Moje doświadczenie jest takie, że swego czasu kupiłem nowy samochód klasy średniej niższej (żeby nie było wątpliwości Mondeo MK3) z salonu i tłukłem go 8 lat. Ekonomicznie może okazał się nawet sensownym wyborem, prze 8 lat nie piszczał (oczywiście trochę się wyciuchał), jedyna awaria to pompa wody - 200 pln (znając model, zawczasu zapobiegłem korozji drzwi, wybrałem silnik na PB). Niby wszystko świetnie, ale w dorosłym życiu możemy *nacieszyć* się w tym trybie może 3 autami zanim zgrzybiejemy. Jeżeli ktoś traktuje samochód tylko i wyłącznie jako środek transportu to bomba. Ja wolę jednak zmienić cały rodzinny tabor w ciągu dwóch/trzech lat, żeby popróbować czegoś nowego/innego (mam kombi, hatcha i cabrio na lato, w sumie całość może warta ze 100k, nie więcej, a pewnie mniej).
W tym roku (przyszłym) celuję ze zmianą hatcha na suva. I tak w kółko.
Inna kwestia, jeżeli ktoś może na taką zmianę wywalić 200k+ co dwa lata, żeby nabyć nowy samochód, zanim stanie się *trupem* - bogatemu nikt bawić się nie zabroni. Będzie mu skórka pachniała, ściegi lśniły, a pompy i zawory działały ze sprawnością niemieckiego pułku piechoty.
Masz prawo mieć uczulenie na głupotę ale podejmując jakiś temat nie wolno Ci mieć uczulenia na rozumienie tekstu czytanego.
To tyle tytułem komentarza. Nie będę się rozpisywał bo i tak nie rozumiesz tego co czytasz.
to sam najpierw przeczytaj co piszesz:
*regulacji kierownicy czy fotela, lusterek czy wycieraczek miliony razy*
a może miliardy?
Pewnie jednak nie rozumiem.
pozdro
No i jeszcze, bo chyba potrzebuję jednak wyjaśnienia.
Co oznacza ten twór - *podejmując jakiś temat nie wolno Ci mieć uczulenia na rozumienie tekstu czytanego.*?
Nie wiem o jakie auto ktoś ma na myśli ale ja kręcąc się w koło Audi wezmę jako przykład typowy dupowóz czyli A4 po lifcie czyli z 2012 roku z 2.0 TDI (143 KM) napędem na przednią oś bez bajerów za wyjątkiem tych podstawowych jak klima automatyczna i ksenony co wyklucza kompletne golasy.
Nie dotarłem do cen z 2012 ale wg cennika z 2013 ten samochód w polskim salonie kosztował 133 tys. zł. Do tego trzeba dokupić te podstawowe wyposażenie o którym pisałem (w promocyjnym pakiecie za 5 tys. zł), do tego można jeszcze promocyjny pakiet z nawigacją (5 tys. zł) czyli za 143 tys. zł wyjedziemy już tzw. na otomoto *pełną opcją bez skóry*. Od tego dostaniemy rabat i myślę, że powinna to być cena nie wyższa niż 135 tys. zł za samochód z 2013 roku, bez nawigacji za 130 tys. zł. Za taki sam model ale z 2012 roku pewnie trzeba było zapłacić ze 5 tys. zł mniej.
No i patrząc na mobile.de takie auto zaczynają się od 53 tys. zł w wersji bez nawigacji czyli 40 proc. To są najtańsze auta z ponad 500 ofert jakie się pojawiły! Jak się pominie pierwszą najtańszą stronę no to są już oferty w cenach od 65 tys. zł czyli 50 proc.
Te wszystkie samochody dziwnym trafem mają przebiegi w okolicy 200 tys. km, zwykle standardowe 178 czy 184 tys. Z ponad pół tysiąca ofert tylko 6 ma ponad 200 tys. km (najwięcej 234 tys. km). Więc spore roczne przebiegi w dieslach są Niemcom obce, szczególnie gdy mowa o firmowych autach z kraju z gęstą siecią autostrad. Wychodzi na to, że gdy licznik dobija do 200 tys. km to Niemczy przestają jeździć tymi autami. Może tak właśnie jest, jeżeli książka to potwierdza to nie ma problemu. Z drugiej strony jest to zastanawiające bo 3,5 roku i 200 tys. km = 60 tys. km czyli mało jak na najbardziej wyeksploatowane auta.
Jak sobie zrobimy sortowanie od najdroższej ceny i pominiemy też tę pierwszą 50-tkę najdroższych no to mamy auta z 2012 roku które dało się kupić u nas za 130 tys. zł w cenie... 100 tys. zł! oczywiście wtedy mają niższe przebiegi bo rzędu 50-80 tys. km.
No i teraz kupując te 3-4 letnie auto za 30 proc. ceny trzeba przyjąć, że na pewno nie miało kolizji, na pewno ma rzeczywisty przebieg, nic mu nie dolega, jest w stanie *prawie jak nowe* i zarazem zignorować to, że obok są oferty takich samych aut które kosztują o wiele więcej. Zignorować czyli nie przyjąć do wiadomości, że może jednak ceny aut odzwierciedlają ich stan i faktycznie za te 40 proc. kupuje się sztrucla a auta jakie określi się jako dobre będą kosztować o wiele więcej mimo, że już mają pewne zużycie i nikt nie określa ich jako nowe, nie mówiąc o tym, że są już po gwarancji (maję te 3 lata).
Na otomoto.pl z polskiego salonu są takie auta w ilości sztuk: 2.
Jedno za 99 tys. zł z 50 tys. km przebiegu.
Drugie za 88 tys. zł z 71 tys. km przebiegu.
Oba bez nawigacji. Oczywiście nie mają skóry czy dodatkowych bajerów, mają felgi 16 cali, itd. Przypominam, że te samochody dało się kupić jako nowe za ok. 130 tys. zł a teraz mają 3 lata z kawałkiem.
A Spalacz na to - niemożliwe ... Naczytał się *w internetach* jakie to używane złomy jeżdżą po świecie i teraz na siłę próbuje zainteresować tym innych.
Znam też osobę, która zaciąga kredyt żeby kupić *nówkę* w salonie i móc się nią pochwalić przed sąsiadami. Niektórzy obracają się w towarzystwie, w którym nie można zhańbić się posiadaniem używanego przedmiotu. I całe szczęście, bez nich nie byłoby rynku rzeczy używanych (a także rynku kredytów konsumpcyjnych). Jedni są gotowi zapłacić za coś nowego (nierzadko kosztem czegoś innego), inni patrzą bardziej na użyteczność niż to czy coś jest nowe. Nie jest to powód, żeby jednych czy drugich oceniać, obrażać czy wyśmiewać.
W nadchodzącym Nowym Roku życzę Spalaczowi żeby dorósł wreszcie do tego, że świat nie jest czarno-biały a jego światopogląd nie jest jedynym słusznym :)
to, że Ty znasz takie osoby no to fajnie ale nic to nie zmienia w tym, że ja w swoim otoczeni gdzie zdecydowana większość kupuje używane auta takich nie spotkałem i mogę sobie tak napisać jak napisałem... widoczne dlatego, że nie obracam się w takim zacnym pod względem grubości portfela towarzystwie jak Ty bo z moich znajomych jak ktoś kupuje 4-letnie auto za 60 tys. zł to nijak go nie stać na takie samo ale nowe za 150 tys. zł z salonu...
po prostu nie wszyscy maja tak wielki bagaż życiowych doświadczeń jak Ty, nie wszyscy znają wszystkich, nie wszyscy są w stanie przekrojowo ogarnąć temat ze wszystkimi niuansami i wyjątkami i dlatego nie biorą się za pisanie encyklopedii z niepodważalnymi informacjami i suchymi faktami a piszą autorskiego bloga i na dodatek przy dyskusyjnych fragmentach dodatkowo podkreślają, że jest to ich osobista uwaga tak ja kto zrobiłem w fragmencie do którego się przyczepiłeś, tj. *Ja nie trafiłem jeszcze na nikogo...* a, że Ty to odczytujesz jako próbę wciskania głupot na siłę czytelnikom no to jest to już Twój problem, a tak naprawdę to myślę, że po prostu Twoja zła wola i czytanie z nastawieniem *na nie* czyli byle się do czegoś przyczepić ;)
To dorzucę jeszcze życzenie *większej różnorodności znajomych*, żebyś mógł zamiast pisać *nie znam jeszcze nikogo kto...* czy *wszyscy moi znajomi to ... * mógł pisać *znam ludzi którzy wybrali tak, bo ... i ludzi którzy wybrali inaczej, bo ... *. Myślę, że zarówno Ty, jak i Twoi czytelnicy na tym skorzystają :)
*firmom bardziej opłaca się kupić nowe niż utrzymywać bieżące, nie mówiąc już o zakupie używanego* naprawdę nie wiesz o co chodzi z dlaczego tak napisałem i to wyjaśniać? na dodatek napisałem, że to moje skromne obserwacje...
Wspominając o stanie w kontekście utraty wartości da się wyciągnąć wniosek, że zwykle te najtańsze używane są w kiepskim stanie, powypadkowe, z kręconym przebiegiem a te w bardzo dobrym stanie kosztują bardzo dużo. Dlatego właśnie upieram się aby porównywać zupełnie nowe auta z autami używanymi ale kupionymi w polskim salonie i cały czas serwisowane (bo wszystko jest do zweryfikowania). A nie rzucenie okiem na cennik na stronie, później wyszukanie jakiegoś *sztrucla* na otomoto po sortowaniu od najtańszego i twierdzenie, że to głupota kupić nowego bo tak dużo traci się na wartości bo używany jest w tak niskiej cenie.
Rozumiem, że wszystkim Twoim firmom opłaca się kupować wyłącznie nowe samochody. Przyjmij do wiadomości, że są firmy, którym opłaca się kupować i używać używane samochody, choć stać je na nowe. Kolejne nowe doświadczenie do kolekcji.
Do wielu innych *faktów* również mam zastrzeżenia. I tak, kiedyś też mówiłem rodzicom, że *ja wszystko zrobiłem dobrze, tylko ta jędza nauczycielka uparła się wszystko źle ocenić, jest do mnie negatywnie nastawiona*. Co było oczywiście bzdurą.
Nie zauważyłem, żeby ktoś tu twierdził, że głupotą jest kupowanie nowego samochodu. Możesz porównywać co chcesz, jak się postarasz to udowodnisz, że nówka jest tańsza niż używka. Jak już raczyłeś zauważyć, to Twój blog i możesz pisać co chcesz.
Ale błagam, nie nazywaj swoich osobistych przemyśleń faktami.
Dzięki za informacje o tych firmach. W następnym razem napisze, że sam widzę, że firmy kupują do flot nowe auta, nasz rynek nowych aut moto stoi właśnie na autach firmowych ale znam takiego @gościa co napisał, że są firmy którym opłaca się kupować używane auta.
Jakbyś tak konkretnie pisał do czego się odnosisz to mógłbym Ci wytłumaczyć choć wydaje mi się, że napisałem ten tekst bardzo prosto. Na razie to widzę, że prostujesz fragmenty które zaznaczyłem, że wynikają z własnych obserwacji.
Najniższa cena to 43 000 zł, a mediana niecałe 54 000 zł.
To jest mniej więcej 1/3 wartości nowego.
Możesz zaklinać rzeczywistość, ale przyjdzie czas, że będziesz chciał sprzedać A4 i wtedy przekonasz się kto ma rację, rynek czy ty.
* zaznaczam nieuszkodzone, bezwypadkowe i serwisowane w ASO .*
a zaznaczyłeś opcję *bez kręconego licznika*? bo jeżeli nie to się nie liczy... w ogóle są do kupienia jakieś inne auta niż bezwypadkowe, nieuszkodzone i serwisowane w ASO? :D
a poważniej, podaj konkretne parametry, jakie szukałeś,
ja podałem Audi A4, 2.0 TDI (143 KM), po liftingu (czyli 2012 rok, pomijamy końcówkę 2011), z ksenonami i klimą automatyczną (czyli wykluczamy kompletne golasy), napęd na przednią oś, skrzynia manualna...
cennik z 2013 roku, my mówimy o 2012 czyli będą troszkę tańsze, na moje oko ok. 5 tys. zł tańsze,
http://www2.audi.pl/primeedition/pliki/a4_cennik.pdf
To, że trafisz takie autko gdzieś w ogłoszeniu, to prawie jak wygrana w totka.
A druga strona - brat cioteczny handluje autkami - jego zdaniem na rynku NIE MA aut które albo nie są po poważnym wypadku, dużej stłuczce lub przekręconym liczniku. A najczęściej to obie rzeczy naraz są robione. Weźcie pod uwagę, że coraz częściej już nie klepie się blach, tylko wymienia całe (szczególnie w przypadku aut niemieckich, bo tych u nas rozbiera się mnóstwo). Wtedy cały sprzęt do sprawdzania wypadkowości można w d. włożyć. Handlarze są zawsze kilka kroczków przed kupującymi, a ci, ktorych uda nam się przyłapać, to tacy początkujący handlarze, albo ci, którym już nie chce się *zacierać* śladów.
To jest jakaś masakra dosłownie.
Miałem 4 auta używane w swoim życiu i jeszcze nigdy nie kupiłem auta powypadkowego i takiego w którym by się cokolwiek psuło i zaliczam do tego grona Hondę którą kupiłem jako 11 letnie auto i przez 4 lata eksploatacji poza wymianą akumulatora i 2 tulei w zawieszeniu lałem tylko benzynę i jeździłem.
Zacznijmy od tego że auto szczególnie używane to trzeba umieć kupować.
Wejdź w ogłoszenia jakiegokolwiek uczciwego komisu (np. http://mbcars1.otomoto.pl ) i zobacz jaki procent stanowią samochody bezwypadkowe.
Nie jest problemem kupienie jakiegokolwiek bezwypadkowego samochodu, problemem jest kupienie takiego, jaki się chce kupić.
Większość aut, która wyskoczyła to auta z Niemiec od pierwszych właścicieli, więc kręcenie licznika czy inne zatajanie przeszłości odpada bo u nich się za to odpowiada karnie.
Poza tym przebiegi między 150 000 a 200 000 to jak na tak młode auta dużo, więc cofanie odrzucam, to nie 10 letnie diesle poniżej 200 000 km.
Aleś trafił :) kupiłem jakiś czas temu Evo 9 z 2007 roku nigdy nie ruszone blacharsko, przy zakupie prześwietlone jak sie tylko da w serwisie zajmującym się Evo. Szukałem auta równy 1 rok ale mam auto dokładnie takie jak chciałem :)
No prawie jak chciałem bo ja nie chciałem koniecznie auta nie bitego tylko chciałem lekko bite na tzw powłoce gdzie elementy są wymienne a jest nieruszona konstrukcja ale za odpowiednio niższą cenę bo auto pewnie i tak uszkodzę bo mam zamiar używać go zgodnie z przeznaczeniem.
Ale trafiło się blacharsko dziewicze i udało sie mocno cenę zbić więc wziąłem.
Wcześniej chciałem mieć bardzo s2000 które też ciężko kupić jak Evo 9 bo nie dość że ich mało co ogranicza wybór i winduje ceny w górę ale doszedłem do wniosku że to auto nie dla mnie.
Więc dać się da jak widać po mnie ale trochę to trwa czasami a i do zakupu trzeba z głową podejść.
Jeszcze raz - nie ma na polskim rynku aż tylu 3-4 latkow, niebitych od 1 własciciela Polaka, aby dla wszystkich starczyło. NIE MA.
Broń Cię panie boże nie kupuj STI nawet wersji 2.0.
Sam na etapie s2000 zastanawiałem się nad STI bo są z wiadomych powodów tańsze. Nie wiem czy kiedyś upalałeś trochę oba te auta - Evo 9 i Subaru STI - ale jak chcesz auto to czegoś więcej jak tylko do stania nim pod McDonaldem to jest przepaść dosłownie pod każdym względem. Żeby STi zaczęło jeździć i prowadzić się jak Evo 9 to trzeba by 3/4 auta wymienić na inne. Przepaść jest niesamowita.
Nie ma i bardzo dobrze :) Nie dość że nie musi być dla każdego i na szczęście nie ma bo do takiego auta trzeba dopłacić z 10 000 a jak wiadomo tam gdzie Polaki cebulaki tam każdy chce jak najtaniej kupić super auto :) I tym sposobem te auta zostają dla tych którzy chcą mieć takie auto :)
poza tym to właśnie auta importowane są bardzo często powypadkowe i ze skręconymi licznikami więc nie wiem dlaczego zakładasz, że nie są,
aby porównywać tę utratę wartości zupełnie nowego auta trzeba zestawić to nowe auto z takim samym używanym i stanie jak najbardziej zbliżonym do nowego,
powypadkowość i zbyt duże przebiegi wykluczają samochód z takiego porównania bo wtedy niższa cena wynika nie z tego, że auto *straciło na wartości bo wyjechało z salonu* ale dlatego, że było uszkodzone czy jest już w znacznym stopniu zużyte...
Wierzycie pewnie propagandzie serwowanej przez lobby dealerskie, że sprowadzone musi być cofane albo powypadkowe.
Podam such fakty, a jak ktoś jest rozgarnięty to sobie wyciągnie z tego wnioski:
Znam kilku ludzi których wiem że stać na samochód premium , mają jedną wspólną cechę (oprócz jednego) - tą magiczną cechu jest absolutny brak czasu :-) . Większość z nich tłucze jakiś swój biznesik i zasuwa na obrotach nie spotykanych w świecie *8 godzinnej pracy*. Żaden z nich nie ma fizycznie czasu aby polować przez rok na jakiś samochód, a co najważniejsze to średnio mu się to opłaca z prostego powodu - szybciej zarobi na coś nowego, robiąc to co robi, niż będzie tracił czas jeżdżąc po całej Polsce szukając tego *jednego jedynego* nie bitego rodzynka, w celu zaoszczędzenia kwoty, którą zarobi w dwa miesiące..
Kolejny fakt, to jakość mechaników, podobno gdzieś są tacy ,którym zależy na tym aby ich klient zawsze był zadowolony, a o samochód własnego klienta dbają bardziej niż o łono własnej żony :-) Sorry ale ja takiego jeszcze nie spotkałem i jednak zdecydowanie spotykałem takich , którzy raczej woleli zarobić kasę i to szybko - co się z tym wiąże, każda nietypowa usterka jest przez nich albo *olewana* na zasadzie - za trudny przypadek, nic z nim nie zrobimy, albo naprawiana metodą *Pan Janusz ma pomysł jak usprawnić japońską technologię poprzez wycięcie 3 czujników* itp.
Kolejny fakt, to ceny samochodów w Polsce kontra ceny tych samych rocznikowo samochodów w Niemczech oraz ich przebiegi - tu nawet nie chce mi się komentować, albo ktoś wierzy w krasnoludki albo nie :-)
Kolejny fakt, jeszcze nigdy w życiu nie jechałem starym samochodem, który by chodził jak nówka, co prawda wiele o takich słyszałem :-) , ale w naturze nie spotkałem, zawsze jednak się okazywało, że co nowe to nowe... mogę przyznać , że raz spotkałem taki, który był blisko stanu, który określiłbym jako porządny :-)
Kolejny fakt, to nie znam osobiście człowieka, który zarabia dużo tylko po to aby żyć w ascezie i nie korzystać z przyjemności , które oferują pieniądze - czytałem o takich :-) , ale spotkać ich w realnym świecie już trudniej.. Bez sensu zasuwać na coś z czego się nie korzysta..
Na koniec , dodam - w Polsce OPŁACA się tłuc używane samochody i jakbym miał mało kasy to też bym to robił - koszty robocizny są tanie, lepiej tłuc jakiegoś strucla , a potrzebną kasę przeznaczyć na coś bardziej potrzebnego - ja bym tak zrobił i kiedyś tak robiłem jak nie miałem wyjścia...tylko nie dorabiałem do tego teorii, że jest to prawie nówka..
Dlatego większość kupujących nowe auta premium to jadące na kredytach korpoludki, które wyrwały się ze wsi i za wszelką cenę wracając od czasu do czasu do domu chcą pokazać jak im się tam w wielkim świecie powiodło, a nic nie świadczy o tym lepiej niż świeża Audi czy BMW.
Zamożni ludzie to wręcz lubią podkreślać swój status majątkowy bo całe życie nie chcą upychać pieniędzy do skarpety :) 2-3tys. zł na coroczny serwis to dla nich tyle co nic :)
zgadzam się w całości z Twoją wypowiedzią.
Dodam jeszcze od siebie:
Mam firmę, kupuję wypchane audi S3 za 200tys po rabatach, rata wychodzi mi 2400 brutto/miesiąc przez 3 lata.
Za 2400/m-c jeżdzę autem, które później idzie do ludzi z przebiegiem max 90tys za 100-110tys a ja biorę nowe.
to co napisałem to znaczne uproszczenie, wiadomo, że trzeba te 10% wstępnej zapłacić plus dodatkowe koszty ale nadal jak dla mnie jest to bardziej opłacalne niż szukanie i kupienie a potem serwisowanie używanej okazji..
no to mamy chyba jasność w temacie, dla osoby prywatnej samochód jest bardzo drogim dobrem luksusowym, dla firmy samochód jest przede wszystkim kosztem działalności...
@Grzegorz
zgadzam się, że człowiek, którego nie stać zawsze będzie udowadniał, że jego używka jest lepsza bo tańsza - ot taki psychologiczny mechanizm wyparcia
zgadzam się, że człowiek, którego nie stać zawsze będzie udowadniał, że jego używka jest lepsza bo tańsza - ot taki psychologiczny mechanizm wyparcia* - dawno takiej BZDURY nie czytałem.
Stać mnie na przynajmniej 3 nowe auta ale liczyć to ja potrafię i z perspetywy używanych aut które mi sie trafiały to czysta matematyka pokazuje że byłbym skończonym idiotą kupując nowe auta :)
Całe szczęście, że niektórzy lubią szpanować nówkami, bo dzięki nim można kupić używki, i że są ludzie którzy cenią sobie swoje pieniądze, bo jest komu te *nówki* sprzedać :)
No właśnie... po czym tak na szybko poznać, że ktoś kupuje nówkę z salonu a nie 2-3 letnie auto *co utratę wartości ma za sobą i nie jest się skończonym debilem aby nowe kupić*?
ps. No, takie dyrdymały, że głowa mała :)
Hejter:
Pytanie ile rocznie przemierzasz kilometrów. Jeśli tylko w około komina latasz po max. 10tys.km/rok to faktycznie nie ma sensu pchać się w nowe, bo prędzej Ci się auto zwyczajnie znudzi po wielu latach niż zacznie w nim się coś psuć z powodu zużycia.
W salonie Audi spotkałem kiedyś gostka co przejechał pół miliona km w ciągu 10 lat. Z tego co zapewniał to oprócz napraw czysto eksploatacyjnych nic więcej nie robił. Co nie znaczy, że to auto nigdy się nie zepsuje. Dlatego woli sprzedać je teraz, póki sprawne i wziąć kolejne nowe. Bo auto dla niego narzędzie pracy, nie lansu i nie ma czasu na tułanie się po mechanikach.
Co do samochodów za 30% wartości... Moja Alfa (królowa spadków wartości), z polskiego salonu, po ponad 4 latach była warta dokładnie 50% ceny z faktury. A Audi 30%? Jakoś nie chce mi się wierzyć...
Nie odwracaj kota ogonem.
*Debile i głupki* to określenie opisujące nie tych co kupują używane, a tych co sprzedają swoje nabytki, które wcześniej kupili w salonie... tj. tak oni są postrzegani przez osoby które nowymi się brzydzą :P
Bo jak inaczej można rozumieć te słowa:
*byłbym skończonym idiotą kupując nowe auta*
hmmm?
Wątpię by jako nowa taka Alfa kosztowała 60 000 zł, raczej bliżej 100 000 zł.
Na mobile.de Giulietta 2010-2012 z 1.4 i TCT kosztuje od 11 do 17 tysięcy EUR, większość ofert jest w przedziale 14.500-15.500. W grudniu od dilera dostałem ofertę 26.000 EUR na nową (nawigacja + skóry + czujniki parkowania + 5-letnia gwarancja bez limitu kilometrów), według konfiguratora 28.000.
Na Allegro z tym silnikiem i skrzynią są 3 sztuki, dwie sprowadzone za mniej niż 40.000 PLN, jedna z Polski za 52.000. Żadna z tych sprowadzonych nie mieści się w niemieckim przedziale cen, nawet jeżeli przyjmiemy optymistyczny kurs 1-4.
Jeżeli to według Ciebie nie jest alarmujące to życzę miłego kupowania kilkuletnich samochodów z Niemiec, tanich i opłaconych, full wypas.
@aha:
To wszystko najprawdziwsza prawda co mówisz, właśnie dlatego na Allegro obie sprowadzone Giulietty są z Niemiec. Na niemiecki rynek, rękami lepiej odżywionych robotników z lepszych części składane!
Troll harder.
Tyle dostałem za szkodę całkowitą - 44.500 zł. Kwota na fakturze w 2011 roku - równiutkie 88.000 zł.
Dzwon, niestety :(.
Myślę, że na te określenia zasługują Ci, którzy bez skrępowania używają ich wobec innych nie znając ich sytuacji. Mogę sobie bez problemu wyobrazić różne sytuacje życiowe które zmuszają nas do sprzedania dopiero co kupionego nowego samochodu i bynajmniej nie będzie to przejaw głupoty. Ale to tylko ja, miłośnik używek :). A nazywanie siebie samego idiotą nie jest według mnie karalne :)
Tak, samochód leżał na dachu, ale 5 gwiazdek w NCAP dało radę... Strażacy byli w szoku, że nikt nie miał nawet zadrapania.
Miałem kasę na... DACIE...
Pomyślałem może nowe. Wiele lat spokoju bez awarii bez problemów z gwarancją...
Poszedłem do salonu rozmawiam liczymy dodajemy super bajery jak klima lusterka elektryczne i przy okazji wiele pierdół zbędnych... No i doszliśmy do ceny Reno... :D Ale ok zaczyna mieć większy wybór.
Dochodzą rabaty jestem zdecydowanym klientem z kupką gotówki więc i rozmowa poważna.
A teraz najlepsze dochodzimy do momentu kiedy pytam jak głupek ile muszę czekać...
4mc....
Przepraszam 4 dni?
Nie 4 mc jak wszystko dobrze pójdzie...
Ale ja chce kupić auto nie zabawkę nie fanaberie tylko cholerny młotek do pracy.
W fiacie 3mc....
U innych nie było lepiej a to co mieli na *składzie* mnie ine interesowało i też nie było od ręki.
Więc ściąłem cenę o 1/2 kupiłem stare fajne auto z przebiegiem 158kkm :D;D:D
dałem do mechanika zrobił co było trzeba. po 9 latach oddałem na złom.
Problemy z eksploatacją? Nie. Koszty? z naprawami i oc 1600/rok ale przecież nowe auto nie jest bez kosztowe bo przeglądy gwarancyjne do najtańszych nie należą a po 2 latach się eksploatacja zaczyna sypać (hamulce zawieszanie sprzęgło i co tam jeszcze )
A i z gazem nie miałem problemu a jak by nie było to niszczenie auta dało oszczędność w postaci kolejnego auta za free..
Teraz też kupiłem kilkuletnie i to z założeniem że może mieć wadę. (automat)
Na ten moment mam zrobione po wymianie elektrozaworów prawie 20kk i działa. A najgorsza możliwa opcja bo auto z firmy z Szwajcarii bez szczególniej historii w ASO i lakierowaną tylną klapą...
A i skręconym licznikiem z 190kkm i a jakże od polskiego handlarza
Nowego nie kupie bo nie produkują :D
Poza tym auto kupiłem za 1/6 ceny salonowej w ostatni rok produkcji
i o 1/5 taniej niż chciał handlarz.
Z nowym jest jeszcze ten problem że po prostu szkoda do pracy.
Zresztą zawsze szkoda bo moje dorobiło się pierwszych obtarć przez przez uprzejmych po 3 tyg. tylko że to mniej bolało :)
No jeszcze jeden aspekt nowego auta...
Czy ma sens kupować skoro w leasingu można?
Albo możne rozważyć wynajem długoterminowy który nie koniecznie wychodzi drożej od zakupu własnego a zmiana auta jest łatwiejsza.
Dla mnie auto to młotek.
Ma spełniać swoje funkcje być niezawodne.
Jeśli 5 letnie to może spełnić za ułamek ceny nowego to czemu by nie.
Ale trzeba kupować świadomie. Czasem wole kupić auto tańsze z założeniem wad niż łudzić się że droższe podpicowane jest *jak nowe*.
Jak się kupuje używkę t trzeb założyć że rzeczy eksploatacyjne są do zrobienia na pewno a i trupa można znaleźć. Oczywiście problemy pod tyłem sprzęgło fap dfp kat czy coś z automatem mającym 200k to nie są problemy tylko eksploatacja.
Więc ta utrata wartości to kwestia sporna.
Dla mnie to jest argument. Ja nie oszczędzam na serwisie i nawet stare auta są niezawodne. Jednak dla mnie auto to sposób zarabiania i nowe się nie kalkuluje. Wole 5 latka.
Znam wiele osób które maja tak samo i robią to z rachunku ekonomicznego a nie z innych pobudek.
Jest jeszcze jedna drobna sprawa z nowymi.
Wiele osób nie kupuje nowych bo ma dość. :D
Pomijając skrajne wypadki jak *spadło z lawety * *się wyklepie*
To padające skrzynie których nie chcieli naprawiać na gwarancji bo wina eksploatacji.
Auta teoretycznie testowe bezwypadkowe a lakierowane i z szpachlą.
Albo tylko zarysowane i polakierowane zgodnie ze sztuka tylko że jak po 3-5 latach będziemy sprzedawać i ktoś przyjdzie z czujnikiem to nas zwyzywa.
Więc szaleńcy co do salonu z czujnikiem lakieru przychodzą to nie szaleńcy a praktycy tej zabawy.
Tych wtop z nówkami trochę jest. Znam osoby które wymieniały auta co 5 lat na nowe a teraz kupują 2-3letnie co 3-5 lat w zależności jak im się jeździ. Co więcej preferują flotówki.
Są to osoby bogate i dobrze liczące pieniądze. Jeśli by im się nie kalkulowało kupowali by nówki.
Wszystko jest bilansem zysków i kosztów.
Ja kupując auto nie biorę pod uwagę ceny odsprzedaży bo zakładam ze zajeżdżę.
Liczy się dla mnie cena km po uwzględnieniu wszystkich kosztów związanych z autem. Z tego punktu widzenia auta nowsze niż 3 latki nie mają sensu a najlepiej kalkulują się 5 letnie.
Jedni jeżdżą na Safari do Tanzanii, inni zadowalają się zwiedzaniem miejskiego zoo... czy Ci co wydali ok. 10tys. na taką wycieczkę czują, że zmarnowali kasę? Wątpię. Tak się tylko wydaje tym, którzy stali w kolejce po bilet wstępu do zoo...
W tej chwili przymierzam się właśnie do zakupu nowego budżetowego auta, czyli do około 50k zł. Wybór wcale nie jest taki zły i nie oznacza tylko podstawowej wersji Dacii (za 50k mamy logana w kompletnym wyposażeniu z tce+lpg lub dieslem...). Rapid, Fabia kombi, C-Elysee/Peugeot 301, fajnie doposażona fiesta z 1.0 ecoboost, hyundaie, meriva, astra (raczej wyprzedaż), ibiza, tipo, suzuki baleno. Auta rozmiarowo pasujące do tego, co do niedawna wyznaczało klasę kompaktów, a niektóre idące jeszcze ciut wyżej w kategorii przestrzeni wewnątrz, rozstawu osi itd. Wyposażenie modeli bazowych zwykle jest bardzo słabe, ale druga czy trzecia wersja z rzędu daje już poprawnie skonfigurowane auto. W odniesieniu do znacznie droższych aut, z którymi miałem styczność (np. Insignia), to ciężko wskazać braki fiuczerów np. fabii w wersji style. Oczywiście trzeba się liczyć z bardziej siermiężnym wykonaniem, ale ono i tak prezentuje poziom klasy średniej sprzed paru jeszcze lat.
Dlaczego nówka ? Bo wystarczająco dobrze znam się na motoryzacji czy mechanice, aby z gracją pelikana łyknąć rodzyna. Sprowadzenie czegoś, to konieczność samodzielnego działania, wycieczka, tłumacz, potem zestaw formalności, dodatkowe opłaty. No i pakiet startowy kilku tysięcy na doszykowanie nowego zakupu. Choćby to były opony, akumulator, rozrząd i elementy przedniego zawieszenia. Na miejscu można rozważyć krajówki z pełną historią, od pierwszego właściciela. Mało tego, bo wszystko rozchodzi się wśród znajomych/rodziny nie doczekując etapu ogłoszenia na motolotto. Używane auto, to dodatkowe przeglądy w pierwszym okresie, częstsze wymiany części eksploatacyjnych (oryginał z ASO, a oryginał na pierwszy montaż to nie to samo). Przy założeniu korzystania z niego przez 8-10 lat (roczny przebieg do 15k km), to zakup auta np. 5 letniego w cenie 25k, dołożenie powiedzmy 3k na dostrojenie sztuki, opłaty i zbliżamy się do 29k zł, które po kolejnych 10 latach zamieni się jakieś 4, góra 5k zł. Gdy doliczyć do tego ceny eksploatacji w tym okresie, to wyjdzie pewnie jakieś 15-20k. Dużo ? Nie, normalne koszta. Nie będą się one znacząco różniły w żadną stronę od utraty realnej wartości auta nowego na przestrzeni tych lat. Przy niewielkich przebiegach pierwsze 4-5 lat, to w zasadzie kosmetyka utrzymania. Czym rozsądniejszy właściciel, tym mniejsza koszta w późniejszym okresie. Świadomość, że auto ma jeździć kolejne 5 lat sprawia, że usterki naprawiamy od razu. Luz w jednym elemencie zawieszenia nie generuje następnych usterek. Gdy kupujemy auto 5 letnie, to mamy niemalże pewność, że poprzednik miał w tyłku jego dalszy stan.
Zawsze po kupnie używanego auta pierwszy rok łatałem efekty druciarstwa poprzedników. Mietek-Mechanik potrafił obejść nawet najbardziej banalne naprawy. Po owym roku nawet 10 letni samochód był doszykowany do tras w kraju i poza nim. Niestety tutaj wychodzi wiek auta - gdzieś wskoczy korozja, padną siłowniki szyb, dziurka w chłodnicy i takie pierdoły. Koszta nieduże, ale jeśli przeliczyć czas i spokój ducha na pieniądze, to już tak wesoło nie jest.
Jeszcze jedno - nowe auto nie capi psem, fajkami, nie musimy usuwać plam po rzygach dziecka, dogrzewać rysek na plastikach itd. Zero irytacji związanej z poprzednikiem. Jak coś spierdzielimy, to tylko na własne życzenie. Wśród znajomych widziałem tanie auta, które ich rodziny mają od nowości. Nawet antyki typu Pług 106 *91, Sienna *96 czy Fabia 2000. To naprawdę wygląda lepiej niż 90% tego, co wisi w ogłoszeniach. Problemem aut używanych nie są one same, ale ich właściciele :)
Kupowałem używane bo mnie nie było stać na nowe.Zachwalałem starego śruta,choćby dziennie trza było coś przy nim robić.
Kupiłem już 3 nowe auta i mam gdzieś stare wypierdziane śruty.
Jak nie będzie kasy to kupie starucha i będe go chwalił a głębi duszy przeklinał.
Właśnie tego dokonałem po raz pierwszy w życiu. Dzięki chyba blogowi Spalacza i imprezy ostatnio organizowanej przez BMW przy zakupie nowego autka u nich:).
Wkręciłem się w jazdę torowa i kupiłem autko tylko pod tor. Zakup nowego auta w takiej sytuacji (według mnie i dla mnie) jest bez sensu trochę - zwłaszcza ze:
a) auto nie raz wyląduje na bandzie
b) będzie katowane
c) i tak nie będzie ładnie wyglądać za moment :).
d) i tak zmieniam natychmiast kupę rzeczy (spieki, szpera, chip, hample, zawieszenie, potem może klatka).
Autko już mam i jeździ i na tor takie jest ok. Ale fakt do jazdy codziennej przeszkadzałoby mi , że i odrapane trochę, i śmierdzi papierosami i nie wiadomo czym tam jeszcze - wole nie widzieć).
Jasne zależy czy kogoś stać czy nie. Chociaż i tak pewnie z pol roku zastanawiałbym się czy wole np. nowa Octavie za 70K, czy starego paska w tej samej cenie - zwłaszcza że przy zakupie teraz auta na tor wiem, ze ilość szrotu i oszustów sprzedających auta jest wręcz niewiarygodny. W ogóle temat na osobną historię. Dla siebie do jazdy na co dzień kupiłbym auto tylko od rodziny / bliskiego znajomego. Jak w komisie to już wolę jeździć rowerem :).
Przy zakupie nowego warto spróbować chwycić okazję. Np. auto stojące już na salonie chwilę - najlepiej z poprzedniego roku. Rabaty wtedy są gigantyczne (sam dostałem około 23%). Przy jeździe autem około 5-6 lat rocznik +/- 1 nie ma już takiego znaczenia.
Tak na dobrą sprawę to kupując auto na tor ważne jest w zasadzie tylko czy buda jest prosta i samochód dobrze skręca ;) a jak auto ma mieć klatkę to nie przeszkadza nawet wspawana ćwiartka :) Cała reszta to elementy eksploatacyjne ;) No i mając auto tylko na tor można skupić się tylko na jeździe po torze więc można przymykać oko na ewentualne usterki czy zużycie które nie ma wpływu na torową jazdę.
Można kupić nowe auto i jeździć nim 10 lat. Wtedy utrata wartości mało nas nie interesuje. Ja po latach jeżdzenia używkami i ciągłym dłubaniu w nich, mam już tego dość. Idę po nowe - wezme pakiet serwisowy na 5 lat i pozbędę się kłopotów. Nikt mi nie wmówi, że auto 3-5 letnie z przebiegiem 200tys km jest jak nowe.
Tak jak ktoś napisal - drzwiami ktoś trzasnał pewnie ze 20tys razy, biegi pewnie zmienił z milion razy. Łożyska w kołach, cały osprzęt i właściwie wszystko inne jest mocno wyeksploatowane.
Auta w okolicy 200-250kkm zaczynają wykazywać oznaki zużycia i wiąże się to z wieloma drobnymi problemami. Chyba tak się dzisiaj projektuje auta.
No i dzisiaj można auto *wynająć* na kilka lat i wziąć nowe. Jasne, to kosztuje.
Ale jak się zastanowić, to chyba warto.
Przy czym też w mojej ocenie sporo efektu nowości to zupełnie nowe, świeże i właściwe opony w nowych autach. Auta oferowane do sprzedaży raczej nie mają nowych opon a jak już to jakieś słabe, typu *najlepszy stosunek jakości do ceny*. Nawet już zdarzają się podrabiane opony tzn. nalewkowe (bieżnikowane) wyglądające jak drogie modele drogowych opon.
1) sam stoję przed wyborem auta pierwszego, jestem inżynierem więc myślę logicznie i siadam i kalkuluję ,
2) tak to prawda - nikt nie kupuje nowego by je sprzedać, nowe jest pewne, nie ma awarii, nie jest zużyte ale nie stać nas na nie w tym kraju przy tych zarobkach,
3) no więc szukam dla siebie auta - nie umiem jeździć manualem (ameryka pełną gębą mimo że Polak) więc automat tylko, muszę dojechać do domu na wsi po nieasfaltowej drodze więc 4x4, no ale załóżmy że szukam miejskie autko:
4) odrzucam oferty komisów-oszustów, odrzucam auta z Włoch bo wiem jak Włosi traktują technikę, odrzucam oszukane importowane niezarejestrowane, odrzucam dziwne oferty np. 2003 rok i 87 000 km przebiegu (tak jak Pan napisał każde auto ma poniżej 200 tysięcy w komisach, pewnie jeszcze propan-butan zamiast R134a), i co mi wychodzi? chcę auto nowsze niż 10 lat, nie chcę rozjechanego trupa, z 3000 ofert nagle robi się 120,
wychodzą mi oferty na automat compact B w okolicy 30 tysięcy złotych,
chcę pewną historię zakupu czyli auta kupione w Polsce w salonach i ... z 60 ofert w całym kraju mam 17 , nie będę 500 km do Jeleniej Góry jechał,
więc biorę moją okolicę i mam kilka ofert od 35 tysięcy do 50 tysięcy i ...
patrzę na najtańsze auto w automacie - mały segment B i kosztuje ono uwaga ... 56 tysięcy katalogowo,
za używkę 10 letnią o niepewnej historii i 170 tysięcy realnego przebiegu (auta po salonie w Polsce) musiałbym dać tylko 20% mniej , dla mnie jako inżyniera ta liczba jest komentarzem, Pan napisał prawdę, to są mity co gadają przeciwnicy nowych aut, mity, jak ktoś twierdzi że jest inaczej - chętnie kupię kilkuletniego SUVa 4x4 w automacie z przebiegiem poniżej 200 tysięcy albo 100 tysięcy za połowe ceny, nawet nie za 30%, za połowę ceny - ale ... są oferty za 70% i to na rocznik 2009 a więc 9 letnie
te 56 to nówka z salonu , nie użyłem słowa nówka ,
a teraz do wyszukiwarki:
- wpisuje automat - mam 3000 ofert z ogólnej liczby np. 50 000 ogłoszeń,
- wpisuje nieuszkodzony - mam 1200 ofert,
- wpisuje zarejstrowany w Polsce (nie chce czegoś co stoi w kontenerze w Kanada) i rocznik powyżej 2005 mam 600 ofert
- wpisuje kraj pochodzenia Polska - z polskiego salonu , mam 100 ofert
- wpisuje benzyna - mam już ich 19
- wpisuje z mojego województwa mam 5
i ceny 30-40 tysięcy a nawet 50 tysięcy z czego 2 oferty to odsprzedaż leasing ,
nowe auto w automacie to 56-60 tysięcy u paru producentów ,
suv to 100 tysięcy, a sensowne suvy znajduję za 50 tysięcy owszem automat benzyna ale ... to sa oferty rok 2009, przebieg 203 000 km a więc auto np. 9 letnie a nie jak gadają *wyjedzie z salonu i traci 30%* ,
no kurcze nie mogę znaleźć kilkuletniego (kilka to w języku polskim oznacza 3, 5 slangowo), auta z małym przebiegiem (np. 70 tysięcy) żeby nie trzeba było w nie inwestować (wymiana zawieszenia) za połowe ceny, nie potrafię, może ci co tak mówią mi potrafią znaleźć, może ja nie zdolny,
owszem nie stać mnie na nowe, nie stać i tylko dlatego siedze i oglądam ogłoszenia
ofert 240 tysięcy
wybieram nieuszkodzone i zarejestrowane w Polsce:
66 tysięcy ofert (1/4ta)
kraj pochodzenia Polska - teoretycznie z polskiego salonu (ale niektórzy zaznaczają Polskę nawet jak auto sprowadzone *ale jestem pierwszym właścicielem w Polsce*) nagle 30 tysięcy ofer (1/9 wszystkich ofert z początku),
wybieram benzynę , 16 tysięcy ofert,
automat: 4 tysiące ofert (1/60ta liczby ogłoszeń)
pojemność poniżej 2.5 l by nie palił jak pickup amerykański
3 tysiące ofert (1/80ta liczby ofert)
nie chcę drogiego , więc poniżej 30 tysięcy filtr: mam 140 ofert na cały kraj , tylko 140, wybieram moje duże województwo mazowieckie ,
mam 30 ofert, kilka z nich to odsprzedaż leasingu, pozostałe to komisy z ofertami w stylu *samochód z 2005 a 21 tysięcy km przebiegu* *samochód drogi w eksploatacji z 1999 roku i 400 tysięcy przebiegu* *komis , auto z 2009 a tylko 77 tysięcy przebiegu*
co mi zostaje ? NIC po wyeliminowaniu komisów i ich przekrętnych ofert, a jeszcze nie ustawiłem filtra 4x4 ani wyposażenia,
nie ustawiłem filtra że auto młodsze niż 10 lat, jak ten filtr ustawię to mam: 14 ofert , odrzucam kilka ofert odsprzedaży leasingu , mam 10 ofert , używane Suzuki Swift, Suzuki Splash z 2009 , Hyundai i10 z 2009, każdy ma przebieg 98-114 tysięcy km , komisy, opinie tych komisów z googla czytam - pełno 1 gwiazdek i wyzywania przez ludzi od oszustów, którzy sprzedali zepsute auto
to jak to jest z tym traceniem wartości ?
pozdrawiam z życzeniami wszystkiego dobrego w Nowym Roku
W Niemczech to wygląda o wiele lepiej bo tam można już przebierać i *wymagać* koloru czy przebiegu. Tylko z naszej perspektywy też trochę tak słabo w sytuacji gdy ma się jakiś budżet i można pójść kupić normalnie nowy do salonu latać po jakichś niemieckich komisach za popularnym autem.
No ale też rozumiem, że to kwestia dyskusyjna, dla jednych to niedogodność i problem a dla innych nie. Może sam kiedyś będę tak latał ;) Jakby chcieć jakiegoś większego używanego benzyniaka niż 2 litry to w sumie wyjazd za granicę może być koniecznością.
dziś znalazłem ofertę która mi się podobała ale znów było *ale* , auto ma 180 tysięcy przebiegu, poleasingowe, okazuje się, że auta te mają skrzynie które ... trzeba wymienić po 200 tysiącach ,
znajduję kolejne - auto które spełnia wymagania - cena 36 tysięcy , przebieg podobny, czytam o tych autach ... w tych autach zawieszenie i rozrząd żyją 200 tysięcy,
i tak kilka innych - czyli ludzie sprzedają auto jak im zaczyna się sypać, firmy zmieniają auto jak osiągają graniczny poziom zużycia po którym będą zbyt drogie ,
czyli wychodzi że oferty które znalazłem za 35 tak naprawdę po tych wymianach są ofertami za 45 finalnie (zmiana skrzyni, rozrząd, klocki , opony , czysta klima itd)
są to SUVy klasy B lub crosovery lub auta klasy B ale 4x4, nie szukałem luksusu - co ciekawe najtańsze auta klasy B jak Corsa czy Rio czy Fiacik - kosztują 52-55 z automatem , to znaczy, że ... tylko 10 tysięcy drożej za nowe niż za używkę 10-8 letnią *finalnie po wszystkich naprawach*,
szczerze to wściekły jestem na sytuacje ekonomiczną , bo wychodzi że muszę brać kredyt, a wszyscy znajomi mówią *nie kupuj nowego, one zaraz traci na wartości, jak tylko wyjedzie z salonu to 30% traci* - taaaa, bo ludzie kupują auto by sprzedać je 30% taniej po przejechaniu 1 km - ludzie żyją takimi mitami ,
znalazłem dziś oferty np. suva 4x4 który mi się podoba - to suvy mające prawie rok , przejechały 17-20 tysięcy km (pewnie samochody testowe, pokazowe w salonach ) i o ile są tańsze od nowej nówki ? o 5 tysięcy ,
a są zjechane przez różnych klientów w ramach testów , utraciły nie 30% ale 5% wartości , ale jak wezmę kredyt i kupię w końcu nówkę - będę rok słuchał w pracy od znajomych jaki głupi jestem bo przecież to żaden problem znaleźć auto paroletnie dobre z niskim przebiegiem bo za pół ceny jest takich pełno ;)
auto 2-3 letnie i np. 40 tysięcy przebiegu - faktycznie potrafi stracić 20% pytanie czemu ktoś sprzedaje prawie nowe fajne auto średniej klasy ;) ktoś kto kupuje auto za 90 -100 tysięcy (czyli auto średniej klasy, tani suv) sprzedaje po 1-3 latach ... wiarygodne jak nie wiem ;)
znalazłem auto typu suv które faktycznie straciło 30% ceny , znalazłem - poleasingu zakatowane chyba bo 170 tysięcy przebiegu od gościa w małopolsce (góry, pagórki) wg internetów skrzynia i zawieszenie w tym aucie co 200 tysi do zrobienia, to gość sprzedaje auto mające 170 ,
owszem tanie auto segmentu B kupiłem, dla mnie ważna była skrzynia automatyczna, najtańsze oferty w mojej okolicy (duże miasto) sensowne (poniżej 10 lat, benzyna bez filtrów cząstek itp. silniki mniej awaryjne, nie słynne EA 111 1.4 TSI itd. ) znajdowałem za 60% ceny nowego z salonu, najtańsze auta w moim mieście , za automatem, benzyna, rocznik > 2008, przebieg poniżej 150 kkm (żeby nie musieć wymieniać połowy zawieszenia, rozrządów itd) były np. po 35 tysięcy, za nowe z wyprzedaży dałem 60 , za 30 tysi były segment A (wielkość I10, Splash, Citygo) ja kupiłem segment B rocznik 2018 nie 2008 , najtańszy wóz który oglądałem Kia Ceed z 2007, lakier się jej sypał , owszem 20 tysięcy ale w końcu kupiłem nówkę, nie udało się kupić dobrego sprawnego używanego i *kilkuletniego* (słowo kilka w języku polskim oznacza 3-9 a nie 15) auta po cenie którą podają *znawcy z for* , skoro 10 letnie aut kosztują połowę nowego , tak więc jestem posiadaczem nowego z salonu , oczywiście paru znajomych i sąsiadów próbowało mi udowodnić jak to jestem frajerem który *za te pieniądze mógł mieć auto kilkuletnie klasy premium* , na moje słowa *3 miesiące szukałem i za połowę tej ceny były Hyundaie i10 lub Suzuki Splash* nie były dla nich argumentem *widocznie źle szukałeś* po czym padały słowa *kilkuletnie takie z 2004 mogłeś kupić w dieslu, zawsze trzeba kilka tysięcy w naprawy włożyć, to normalne*, *a po co tylko w swoim mieście szukałeś, ludzie czasem na tydzień jadą do niemiec czy belgii oglądać, szwagier zna kogoś kto sprowadza, można tanio wyklepać i będzie prestiżowo a nie takie małe auto* itd.
wg nich można kupić auto za 30 tysięcy, włożyć w nie 5 tysięcy i cieszyć się, że się zaoszczędziło 25 tysięcy, tylko ja moje za kilka lat sprzedam, a oni auta , które będzie miało 20 lat w roku 2025 już nie sprzedadzą bo żadnych norm nie będzie spełniało , auta małe miejskie nie tracą tak na wartości jakby chcieli tego *znawcy z for*, mam nadzieję, że przez kilka lat nie będę musiał nic inwestować w żadne wymiany a za kilka lat zmienię na większe i mocniejsze , oni będą się wówczas męczyć ze sprzedażą swoich już wtedy np. 12 letnich pordzewiałych diesli którymi nie będzie można wjechać do wielu miast przez przepisy unijne i będą mieli co chwile sprawdzanie wypadkowości (a takie kupują) przez tabuny *januszy* z miernikami lakieru , ja wiem, że u mnie airbagi działają, systemy bezpieczeństwa działają, klima działa, zawieszenie i skrzynia sprawna nie boję się 500-1000 km wycieczek , jeden z ludzi chcących mnie przekonać jak błędna była moja decyzja oferował mi auto z 2004 roku firmy która nie istnieje, inny oferował auto z 2003 roku japońskie zjedzone przez rdzę, o zalewaniu *motodoktorem* się naczytałem wystarczająco by próbować oszczędzić 20 tysięcy na własnym życiu i zdrowiu i bezpieczeństwie , 20 tysięcy różnicy odrobi się w max 2 lata a auto *z pierwszej ręki od właściciela z salonu* zejdzie szybko *z pocałowaniem w rękę*
No z tym kupowaniem jest tak, że jak ma się budżet który pozwala już na zakup także nowego auta to człowiek zaczyna być *wybredny* i chciałby kupić to co by chciał a nie wybiera z tego co jest *na placu* bo... na nic innego nie może sobie pozwolić.
Postępowanie pokroju wydać 30 czy 50 tys. zł i później 5 czy 10 tys. zł na naprawy i *jeździć przez lata* nie będzie złe pod jednym warunkiem, tj. jeżeli dokładnie wie co się robi, wie co kupuje i ma dobrze znane i zdiagnozowane auto. Najlepiej warsztaty i mechaników pod ręką którzy pomogą ogarnąć temat. Ale i tak jest ryzyko. Poza tym warunek jest taki, że naprawdę trzeba mieć te wolne pieniądze i chcieć je wydać na serwis a nie - jak to często bywa - mam na naprawy ale dopiero za miesiąc jak zarobię i odłożę.