Różne ceny za tego samego drinka
2013-01-04|Na drodze|Komentarze: 12
Jakże metaforyczny tytuł wymyśliłem... mamy głupie prawo, które przewiduje różne kary za różne konsekwencje czynów sprawców wypadków drogowych, za konsekwencje na które sprawca wypadku nie ma już żadnego wpływu. Od zupełnego braku kary po bezwzględne więzienie. Też o Ferrari Zientarskiego.
Dla przykładu rozpatrujemy przypadek pijanego kierowcy, który poimprezował i wsiadł do samochodu aby wrócić do domu i:
przejechał całą trasę bez żadnego zdarzenia,
w połowie trasy zatrzymała go policja,
wpadł do rowu i uszkodził sobie auto,
spowodował małą stłuczkę z innym autem,
ktoś inny spowodował małą stłuczkę z nim,
spowodował spory wypadek w którym są ranni,
spowodował wypadek z ofiarami śmiertelnymi.
Wymieniłem te kilka scenariuszy, na które kierowca nie ma już wpływu (tj. on chce dojechać do domu i każdego negatywnego zdarzenia chce tak samo uniknąć), ale scenariuszy, których prawne konsekwencje są bardzo różne. Od zupełnego braku kary do bezwzględnego więzienia na lata.
Czy to ma jakiś sens? w każdym przypadku negatywna rola kierowcy jest identyczna (wsiadł pijany za kierownicę) a za każdym razem ponosi inne konsekwencje?
Równie dobrze w miejsce pijanego kierowcy można wstawić Ferrari z Zientarskim i Zabiegą, którzy jechali z nadmierną prędkością (tj. 150 km/h zamiast 50). Bardzo szarżowali, pewnie od samego początku, więc jak najbardziej można ich porównać od tego pijanego kierowcy, który też już w momencie ruszania złamał prawo.
Głupie mamy prawo ale nie wiem co innego można wymyślić. W naszej rzeczywistości ciężko karać pijanego za każdym razem tak jak za spowodowanie śmiertelnego wypadku. Zwykle za pierwszym razem jest w sądach "promocja" i dają zawiasy. Ale jeżeli za pierwszym razem kogoś się zabije to już promocji nie będzie, choć pijany kierowca nie ma na to wpływu czy ofiar nie będzie, czy będą tylko ranni, czy zabici. To sam dotyczy przekroczenia prędkości czy innych przyczyn wypadków.
Ferrari Zientarskiego i Zabiegi
W przypadku przekraczania prędkości możliwość uniknięcia kary jest znacznie bardziej prawdopodobna (aby nie napisać niemal pewna) niż przy jeździe po alkoholu. Ferrari mogło przejechać bez żadnego zdarzenia (jak to zwykle bywa) i nie byłoby żadnej kary. Mogła ich zatrzymać policja i wtedy też mogło "po znajomości z telewizji" odbyć się bez kary, albo dostaliby "grzecznościowy" mandat za brak zapitych pasów. To samo ze stłuczką, też jedynie mandat bo nikt by nie sprawdzał ile jechali. Nawet gdyby zaliczyli takiego dzwona jak zaliczyli, ale Zabiega by przeżył to konsekwencje byłoby też symboliczne. Chyba tylko na wniosek ubezpieczyciela dociekano by ile faktycznie jechali, bo ten widziałby w tych 150 km/h szansę na niewypłacanie ogromnego odszkodowania.
Dziwi mnie surowy wyrok dla Zientarskiego, tj. 3 lata bezwzględnego więzienia. Pewnie będą się odwoływać i w końcu dostanie te zawiasy. Wyrok z zawiasami jest w naszym obecnym systemie bardziej oczywisty niż bezwzględne więzienie bo właśnie zawiasy przydzielane są w przypadku nieumyślnych wypadków bez recydywy. A śmierć Zabiegi? niestety w tym przypadku należałoby jej nie uwzględniać. Sąd powinien wziąć pod uwagę profesję tych dwóch kierowców i uznać, że nie miało znaczenia kto prowadził, bo obaj wsiedli do tego auta aby popałować, akurat trafiło na Zientarskiego za kierownicą. Po prostu Zientarski za śmierć Zabiegi jest tak samo karany jak za te "nasze matki i dzieci" które mogłyby w tym momencie stać sobie pod filarem.
Śmierć Zabiegi zakwalifikowałbym jak wypadek przy pracy spowodowany niezachowaniem procedur bezpieczeństwa przez samego Zabiegę, i w konsekwencji ukarał Zientarskiego za taki sam wypadek jaki spowodował tylko nie brał pod uwagę śmierci Zabiegi. 3 lata w zawieszeniu na 5 lat, brak prawa jazdy na 10 to wyrok na miarę naszego, średnio-sensownego prawa. Ani na plus, ani na minus.
Czytaj także
Komentarze (12) skocz na koniec
PS Daleko mi do jakichkolwiek sympatii politycznych.
jak za sprawą Zientarskiego nie zmieni się orzecznictwo (a na 99,9 proc. się nie zmieni) to bezwzględne więzienie uznałbym za wyrok pod publikę... dzisiaj karmy za skutki a tutaj nikomu postronnemu nic się nie stało...
Wypadek Macieja Z. od innych wypadków poruszonych w komentarzach różni to, że zarówno w przypadku Otylii jak i winnego kraksy Jarosława Wałęsy nie zachodziła wątpliwość, że wypadek był spowodowany nieumyślnym błędem kierowcy. Natomiast w przypadku omawianym, sąd podkreślał, że zeznania świadków jednoznacznie wskazują, że Zientarski celowo doprowadzał do sytuacji zagrożenia życia jadąc brawurowo przez całe miasto.
Wyrok bez zawiasów faktycznie może wydawać się odrobinę zbyt surowy, natomiast w związku z tym, iż była to bardzo medialna sprawa ma on pewnie być przestrogą dla ludzi którzy narażają życie innych swoją brawurową jazdą na ulicach Polskich miast. Współczuje Zientarskiemu bo to oczywiście jego ogromna osobista tragedia, ale w związku z tym, że był w stanie uczestniczyć w procesie, musi ponieść konsekwencje błędu z przed lat i tego, że jego proces stał się trochę symbolem walki z piratami drogowymi.
i Zientarski powoduje wypadek w którym ginie Zabiega, i właśnie śmierć Zabiegi robi różnicę, bo dostaje taki wyrok jaki dostaje... a obaj wsiedli do tego auta by popałować, więc obaj byli potencjalnymi sprawcami i z racji swojej profesji doskonale zdawali sobie sprawę z tego co robią (nie był to klient na jeździe testowej Ferrari który nie ogarną auta) więc nie karałbym Zientarskiego za to, że zginął Zabiega a osądziłby go tak jakby Zabiegi tam w ogóle nie było, czy jakby przeżył...
zupełnie inna byłaby sytuacja gdyby poszkodowana zostałaby osoba postronna...
w przypadku mafiozów i zabójstw mamy zupełnie odmienne paragrafy, tj. za usiłowanie zabójstwa, zlecenie zabójstwa, pomaganie w zabójstwie itd.. można dostać taki sam wyrok jak za samo zabójstwo... tutaj jest *równanie w górę*... więc jeżeli obaj wyszli po to aby kogoś zabić i jeden zabił to obaj dostają wyroki jak za zabójstwo... nie udało im się zabić bo jedynie zranili ale też mogą dostać te 15-25 lat jak za zabójstwo...
w przypadku ruchu drogowego mamy *równanie w dół*, tj. jak nie ma zabitego to dostaje się co najwyżej zawiasy (jak jest ranny), a jak nie ma rannego to mandat... nie ważne czy się jechało 50 czy 150, czy się pałowało czy jechało ostrożnie... jak nie ma zabitego (którego zabija się nieumyślnie, nie jest to zabójstwo) to nie ma kary, choć popełniony czyn jest taki sam (jazda 150 km/h) a to czy ktoś zginie czy będzie rany to już kwestia losowa jak się leci bokiem w ten wiadukt...
pech Zientarskiego jest taki, że Zabiega zginął, jakby nie zginął to by sprawy nie było, choć przecież by zagrożenie takie samo stworzyli... obaj wsiedli do tego auta aby popałować, więc obaj mogli być sprawcami (pewnie za chwilę by się zamienili i drugi by pałował), więc w tym przypadku nie potraktowałbym śmierci Zabiegi wynikłej w tej sytuacji jak śmierci np. przypadkowego kierowcy, pieszego, itd... i nie dawałbym wyroku bez zawieszenia... gdyby w tym wypadku zginęła jakaś postronna osoba to właśnie Zientarski dostałby taki wyrok jaki teraz dostał, te 3-5 lat bezwzględnego więzienia...
http://wirtualnygarwolin.pl/archiwum-aktualnoci/2625-cztery-lata-wiezienia-dla-motocyklisty - zobacz tutaj, gość na motocyklu zabił dziecko na pasach, leciał prawie 140, i dostał tyle ile dają sądy w Polsce za takie wypadki, czyli 3-5 lat więzienia bez zawiasów... czy *ranga* śmierci Zabiegi jest taka sama jak tego dziecka na pasach aby Zientarskiemu zwiększać wyrok i równać go z takim sprawcą? nie jest, co nie znaczy, że czymś się różni jazda Ferrari a motocyklem, takie samo zagrożenie spowodowali, ale też takie mamy mało sensowne prawo (tj. orzecznictwo), i albo je zmieniamy, alb się go trzymamy, a nie robimy przestrogi i symbole...
Myślę, że obaj mamy troszkę inne spojrzenie na sprawę. W sumie to oczywiste, bo temat wyroku nie tylko na tym blogu wywołał dyskusję. Szkoda faceta, ale jak się okazuje, fakt iż ktoś zajmuje się motoryzacją zawodowo nie oznacza, że jest się mistrzem kierownicy bez względu na warunki, a drogowa wyobraźnia potrzebna jest każdemu bez względu na staż za kierownicą
Jak bym umniejszał? zgodnie z prawdą twierdził, że wsiedliśmy do Ferrari aby popałować, świetnie się bawiliśmy wyjąc silnikiem, teraz jechałem ja, za chwile jechałby on tak samo, ze tak na prawdę dziełem przypadku jest to kto prowadził i kto spowodował ten wypadek. Że byliśmy *w pracy*, bo na tym polega praca dziennikarza moto, że jeździ, a później pisze, za rok, albo za dwa, że *fajny ten Aston, ale nic nie przebije ryku silnika Ferrari 360 Modena*... oni się zawodowo zajmowali właśnie testowaniem aut, też w tym zakończonym wypadkiem*...
teraz wybrali najgłupszą linię obrony, ale pewnie coś jest na rzeczy, np. w kolejce po kasę czeka ubezpieczyciel auta, pewnie też rodzina Zabiegi... gdyby się przyznał to z automatu miałby na głowie kolejne procesy... w sumie teraz też może mieć skoro sąd orzekł, że to on prowadził, ale może liczy na jakieś przedawnienia, itd..