Z drogi szwedzkiej do Polski...
2013-02-07|Na drodze|Komentarze: 14
Wyznaczyłem sobie ambitne zadanie, bo chciałbym pokazać, że w tej najbezpieczniejszej Szwecji wcale tak bezpiecznie nie jest, a w najniebezpieczniejszej Polsce tragedii nie ma. I to co oczywiste, szwedzkiego systemu nie da się u nas tak hop-siup wdrożyć, i w ogóle mało gdzie można go zastosować poza Skandynawią.
...głupi ten tytuł, nie bardzo pasuje do pozostałej treści, ale nic innego nie wymyśliłem...
Zacząć należy od tego, że jeżeli bardzo chcemy wzorować się na jakimś kraju to powinna to być Wielka Brytania, która ma nieznacznie wyższy wskaźnik ilości zabitych na drodze niż Szwecja, a zarazem panują w niej bardziej uniwersalne warunki drogowo-środowiskowe. W naszych dyskusjach rzadko wspomina się o Wielkiej Brytanii pod tym kątem, ale może to i dobrze bo zaraz jakieś tęgie urzędnicze głowy chciałyby u nas wprowadzać ruch lewostronny.
Podsumowując już na początku, bezpieczeństwo w ruchu drogowym w Szwecji to w sporej mierze public-relations, przerost formy nad treścią, i jak to oni sami się chwalą ichniejszy "produkt eksportowy". Z racji swoich uwarunkowań środowiskowych mogą sobie pozwolić na fajnie prezentujące się projekty pt. Wizja Zero, czyli dążenie do całkowitej eliminacji ofiar śmiertelnych na drogach, projektu, który w "zwykłym" kraju nie ma racji bytu.
Na początek kilka statystyk. W 2012 roku w Polsce zginęło na drodze 3,5 tys. osób, w Szwecji niecałe 300. W przeliczeniu na milion mieszkańców w Polsce jest 110 ofiar (najgorzej w UE, średnia to 60), a w Szwecji jest to tylko 30 osób. Czyli, gdybyśmy my byli takim niebywale bezpiecznym krajem jak Szwecja to u nas rocznie ginęłoby 1150 osób, więc 3 razy mniej niż do tej pory.
W Polsce dziennie ginie prawie 10 osób na drodze, no to stając się Szwecją, z ich wysokimi mandatami, odbieraniem prawa jazdy za byle co, fotoradarami robiącymi zdjęcia po przekroczeniu prędkości o parę km/h, akcjami zero tolerancji, och, ach... to nadal by ginęli ludzie, 3 sztuki dziennie, rocznie 1150 osób! Czy jakikolwiek dziennikarz na świecie napisałby podniosły artykuł na temat bezpieczeństwa na polskich drogach argumentując, że ginie "tylko" 1150 osób rocznie? Oczywiście, że nie! w Wielkiej Brytanii ginie po 30-parę osób na milion mieszkańców, ale mnożąc to przez niemal 70 mln mieszkańców daje grubo ponad 2 tysiące zabitych, wiec co to za bezpieczeństwo? te 296 martwych osób ze Szwecji wygląda znacznie lepiej i może nawet ktoś uwierzy, że jest możliwe zupełne ograniczenie zabitych na drodze.
10 osób zabitych w ciągu dnia na naszych drogach, okrągła liczba, łatwo liczy się, więc zwróćcie uwagę jak często w mediach próbują wciskać głupoty mówiąc, że jakiś długi weekend, czy innych okres był niezwykle tragiczny na naszych drogach, bo od piątku do niedzieli zginęło 26 osób. Przy okazji dodam, że u nas aż 1/3 zabitych to są piesi. Gdyby tych pieszych nie liczyć to bylibyśmy zupełnie bezpiecznym krajem, jakoś szczególnie nie wyróżniającym się na tle Europy.
Szwecja
Wracamy do Szwecji, poniżej mapa gęstości zaludnienia, Szwecja i Polska. W Szwecji mieszka raptem 10 mln mieszkańców, przy przy powierzchni 1,5 razy większej niż ma Polska. Już po samej mapce widać, że ta Szwecja to bardzo specyficzny kraj i branie wszystkiego na serio to tam robią i wygadują nie ma większego sensu.
Po pierwsze, rozkład ludności jest bardzo asymetryczny, sporo osób mieszka w Sztokholmie i okolicy, trochę na południowym zachodzie kraju, reszta w jakichś mieścinkach między lasami i jeziorami. Łatwiej jest upilnować ruch drogowy jeżeli skupiony jest on na niewielkim obszarze. Sztokholm to 0,9 mln mieszkańców a jego okolica to w sumie 2 mln osób. W Szwecji miasto z np. 200 tys. mieszkańców to na prawdę pokaźna metropolia do której prowadzi się autostrady, czyli gdyby taki Olsztyn, nie mówiąc już o Lublinie, posadzić gdzieś w środku szwedzkich lasów to po chwili w każdą stronę odchodziłyby pełnoprawne, dwupasmowe autostrady.
Czyli po drogie, pomimo tego, że mało kto w tej Szwecji mieszka, więc ruch samochodowy też jest niewielki to mimo wszystko budują oni tam autostrady. U nas jest inna skala i pewni w większości przypadków uznalibyśmy, że to marnotrawstwo pieniędzy aby łączyć jakieś takie pipidówki autostradami. Poniżej mapa autostrad w okolic Sztokholmu. Niemal całe te wielkie jezioro po lewej jest otoczone autostradą, autostradą, która łączy miasteczka po kilkadziesiąt czy kilkanaście tysięcy mieszkańców! to tak jakby w głąb Mazur puścić autostrady.
Kraków to taki Sztokholm, Kielce to takie inne konkretnej wielkości miasto szwedzkie, gdyby te dwa miasta przenieść na terytorium Szwecji to od razu wybudowano by do nich autostradę. Dodam, że z Krakowa nie ma żadnej autostradowej wylotówki do Warszawy, w szwedzkiej głowie to się by nie zmieściło.
Łącząc te dwie kwestie, czyli ogólną niewielką liczbę ludności, skupioną w okolicy Sztokholmu i na południowym zachodzie, oraz wytaczania "z byle powodu" autostrad bardzo trudno jest się tam po drodze zabić. Autostrady jak autostrady...
...tam gdzie nie ma autostrad a jakiś ruch na danej drodze występuje to robią oni drogi w przemiennym układzie 2+1, co ciekawe można po takim jednym pasie te 100 km/h pocinać...
...są też i zwykłe drogi...
...a na północy, gdzie nikt nie jeździ i co najwyżej można zabić się o łosia, są jeszcze bardziej zwykłe drogi... jak zginąć na drodze na której mija się inne auto raz na godzinę? chyba faktycznie tylko o tego łosia...
Po trzecie, w Szwecji nie ma praktycznie zewnętrznego ruchu tranzytowego. Jeżeli ktoś się zabija na drodze to sami swoim, ewentualnie ze swoimi łosiami. Co do tych łosi to Szwedzi mają twardy orzech do zgryzienia, bo jeżeli naprawdę chcą ograniczyć ilość zabitych do zera to będą musieli coś z tymi łosiami zrobić.
Szwecja oczywiście ma swój jakiś wewnętrzny transport, ale już od dawna te ciężarówki jeżdżą po autostradach. Natomiast u nas trasy tranzytowe przecinają kraj we wszystkich kierunkach, a na wschód od Wisły nie mamy prawie w ogóle autostrad. I nie chodzi tutaj tylko o wypadki powodowane bezpośrednio przez kierowców ciężarówek, ale też o sytuacje, gdy komuś nie wyjdzie wyprzedzanie takiej ciężarówki, właduje się pod drugą, itp. W statystykach policyjnych będzie to oczywiście odnotowane jako wina tylko i wyłącznie osobówki.
Na dodatek Szwecja to bogaty kraj. Mało ludzi tam mieszka ale zadziwiająco (przynajmniej z naszej perspektywy) dużo tam jest ciekawych rzeczy produkowanych. Wikipedia mówi o Volvo, Saab, Scania, Koenigsegg, Ericsson, Electrolux, Husqvarna, Gripen, Skanska, Nordea Bank, Oriflame, Tetra Pak, H&M i IKEA. Dalej mówi, że Szwecja to lasy, lasy, lasy i żelazo, żelazo, żelazo. Oczywiście dużo pieniędzy idzie w socjal, ale na drogi też nie brakuje, a szczególnie na tych w miarę często uczęszczanych.
Sumując to co wyżej, dodając do tego drakońskie kary za łamanie przepisów, powinno się raczej zadać pytanie dlaczego w tej Szwecji ginie aż 300 osób rocznie? przypominam, w skali Polski by to było 1150 osób, trzy razy mniej niż aktualnie, na pierwszy rzut oka "aż", a na drugi "tylko" trzy razy mniej... w końcu Polskiej kultury jazdy do szwedzkiej nie da się porównać, u nas to huragan, tam ciepły letni deszcz...
Z ciekawostek można dodać, że Szwedzi mają oczywiście swoje za uszami, łamią przepisy i jeżdżą na podwójnym gazie. Przeczy to z tezami, że oni tam to ponoć zupełnie inni ludzie, inna mentalność, i inne takie brednie, a fakt jest taki, że ich mentalność i kultura jazdy jest po prostu wypadkową przepisów i skuteczności policji w ich egzekwowaniu.
Szwedzkie fotoradary robią rocznie 230 tys. zdjęć! wpływy z mandatów są pokaźnym źródłem finansowania działań na rzecz bezpieczeństwa na drodze. Oczywiście robią tam zdjęcia już przy kilku km/h ponad limit, dowalają za to duże mandaty, ale to nie przeszkadza Szwedom aby dalej jeździć szybciej niż im przepisy pozwalają. W Szwecji tak jak u nas, limit alkoholu we krwi to 0,2 promila. Jak łatwo się domyślić, na północy Szwecji trzeba się rozgrzać i im wyżej tym więcej wypadków z udziałem pijanych kierowców, za kołem podbiegunowym to połowa sprawców wypadków była na podwójnym gazie. Co prawda udział zabitych przez pijanych kierowców jest niewielki, ale faktem jest, że też tam piją i jeżdżę.
Polska
Tak jak już wspomniałem u nas 1/3 zabitych to piesi. Dla kierowców i pasażerów samochodów jest to oczywiście dobra wiadomość, bo w znaczącym stopniu maleje ryzyko ich śmierci. Nie mam żadnych danych, ale podejrzewam, że w bardziej rozwiniętych krajach europejskich aż tak wielu pieszych nie ginie, więc będzie to jedna z podstawach różnic.
Dalej już nudy, tj. nie mamy tak dobrych dróg! oczywista oczywistość, że na autostradach, dobrych drogach trudniej o śmiertelny wypadek. Oczywista oczywistość, że skierowanie ogromnego ruchu tranzytowego na autostrady i inne porządne drogi poprawia bezpieczeństwo na lokalnych drogach poprzednio wykorzystywanych przez ciężarówki i przelotowe osobówki. Dalej, co wynika z powyższego, mamy bardzo duże zaludnienie w bezpośrednim sąsiedztwie dróg, często też dróg krajowych. W tej Szwecji to co najwyżej można trafić na łosia, u nas też na łosia ale w traktorze czy wyjeżdżającego z podporządkowanej na chybił trafił.
Kulturą jazdy też nie grzeszymy, bardzo lubimy wyprzedzać dla samego wyprzedzania. Stan techniczny naszych aut też pozostawia wiele do życzenia, rozpędzamy się szybciej niż jesteśmy w stanie wyhamować, bijemy rekordy przebiegu opon (przebieg na letnich w zimie w rankingu liczy się podwójnie!), jak lewy amortyzator padnie to omijamy dziury z lewej strony, jeździmy z przepalonymi żarówkami, zużytymi akumulatorami i alternatorami. Na dodatek grożą nam niskie mandaty, a jak już to przy odrobinie komunikatywności można się łatwo porozumieć ze stróżami prawa i co nieco utargować w miłej atmosferze.
Mieszając powyższe powinniśmy raczej zadać sobie pytanie dlaczego na naszych drogach tak mało osób ginie? tylko 3 razy więcej względem tej najbezpieczniejszej na świecie Szwecji, a bez tych pieszych to naprawdę nie jest tak źle. Ryzyko własnej śmierci w wypadku drogowym nie jest aż tak wielkie jak mogłoby się wydawać, jak mogło by wynikać ze stanu naszych dróg, natężenia ruchu, fantazji na drodze.
3,5 tys. ofiar
3,5 tys. zabitych na naszych drogach to historycznie najlepszy wynik. Myślę, że jest to już dobry moment aby dokładniej przyjrzeć się tej sprawie, a nie wszystkich wrzucać do jednego worka. Bardzo łatwo taką ilość ofiar posegregować, podzielić wg różnych kryteriów, tak aby móc powyciągać konkretne wnioski, konkretne zalecenia prowadzące do zmniejszenia liczby ofiar. Aby dokładnie wiedzieć kto, z jakich przyczyn, w jakich okolicznościach ginie.
Młodzież rozbijająca się po pijaku na drzewach można odstawić na bok, zająć się nimi później, bo oni zabijają głównie siebie na wzajem. To samo z motocyklistami, ciężko jest ich upilnować, szkoda marnować na nich energię, gdy powodują wypadek to zwykle sami w nim giną, gdy ktoś inny spowoduje wypadek to też często oni giną, więc tutaj przekaz też jest bardzo prosty, motocykl to duże ryzyko śmierci, teraz ty decyduj sam, my wrócimy do tej sprawy później.
Jeżeli ponad tysiąc zabitych osób to piesi, nawet jeżeli zostali zabici przez kierowców auto to warto też im zwracać mocniej uwagę, że są bardzo zagrożeni. Wielu pieszych zachowuje się tak jakby wolało zginąć męczeńską śmiercią przy zielonym świetle niż przepuścić jadące auto bez pierwszeństwa.
Dalej należy odstawić na bok wszystkie wypadki powodowane skrajnym debilizmem kierowców w których sami oni giną. Chodzi o akcje w stylu jazdy o 50 km/h czy więcej niż pozwalają na to warunki, wypadnięcie z trasy i zabicie się o drzewo. Takie zdarzenia nie powinny być liczone do naszych statystyk bo nijak one nie świadczą o pozostałych kierowcach i bezpieczeństwu na drodze. 99 proc. kierowców jedzie prawidłowo a jeden debil wypadnie z drogi i się zabije, a w mediach powiedzą o niezwykle niebezpiecznych drogach i tragicznych wypadkach... nie! wtedy na drodze jest normalnie, bezpiecznie a to, że ktoś z własnej głupoty wyleci na pobocze to nic tutaj nie zmienia.
Po sklasyfikowaniu wszystkich zdarzeń, w zestawieniu ich z miejscami w jakich do nich dochodziło, po odjęciu tych przypadków z którymi nie ma sensu walczyć, powstałby faktyczny obraz bezpieczeństwa na naszych drogach. Byłoby dokładnie widać na jakich drogach, w jakich warunkach ginie najwięcej osób, które wcale o wypadek nie prosiły się, a wtedy można by było precyzyjnie działać, poprawiać skrzyżowania, czasami ustawić gdzieś żółty fotoradar.
Najbardziej szkoda tych pieszych, nie dość, że sami giną, to jeszcze psują statystyki ;) chyba mało kto się spodziewał, że ta 1/3 zabitych to piesi, 3 sztuki dziennie. Gdyby uruchomić jakąś ogólnopolska akcję pt. "nie daj się zabić na zielonym świetle", czy po zmroku, zachęcać ludzi do noszenia po zmroku jakichś odblasków, trąbić o tym jak o pijanych kierowcach na drodze wiozących śmierć to na pewno przyniosło by to zamierzone rezultaty.
* * *
Podsumowując tę Szwecję, jeżeli tak skrajny nacisk na bezpieczeństwo jaki panuje w tym kraju przeniesiony na nasz grunt miałby doprowadzić do tego, że u nasz ginęło by "tylko" 3 osoby dziennie zamiast 10, rocznie sporo ponad 1000 osób to jednak coś tutaj mi nie pasuje. Poza tym i tak by ginęło znacznie więcej osób bo nie mamy autostrad pomiędzy wszystkimi większymi miastami (większe to np. Zamość), nie pozbędziemy się ruchu tranzytowego, nie pozbędziemy się przejść dla pieszych na drogach krajowych, itd.
Jak spadłaby śmiertelność na drogach po prowadzeniu szwedzkich wysokich mandatów i innych kar za łamanie przepisów? przy zachowaniu naszej infrastruktury drogowej, położenia geograficznego, gęstości zaludnienia? można sobie gdybać, ale pewnie zamiast 10 ofiar dziennie było by w najlepszym przypadku 8... taki spadek ilości ofiar jak najbardziej warty świeczki, ale raczej nie o to w tym szwedzkim modelu chodzi...
Zdjęcia dróg pochodzą z Google Maps.
Czytaj także
Komentarze (14) skocz na koniec
Propo śmierci na drodze, w zeszłym roku na różnego typu nowotwory zmarło prawie 100 tys osób. Nie trudno policzyć ile razy bardziej prawdopodobnym jest że do końca roku kopniesz w kalendarz z powodów w.w. niż lądując pod kołami samochodu.
Wnioski są takie że akcje typu *prędkość zabija*,*znicz* etc są o kant dupy rozbić, a tylko publiczna kasa na nie idzie. Tak więc nie popadajmy w paranoje, jak jesteś kumaty i nie masz konkretnego pecha na drodze nie zginiesz.
Szerokości...
1) Szwedzi nie przestrzegają przepisów ruchu drogowego. Dopuszczalne prędkości to fikcja. Owszem, jest pewna grupa kierujących pod znaki, ale oceniam ich na 15%. Mało.
Co jest kluczem to prawo o zabieraniu prawa jazdy. Jest to od 30 km/h, a więc wszyscy jadą standardowe +20 poza zabudowanym, co niepokorniejsi trzymają prędkość na +26-30. ;).
Inna bajka to miasto, tam faktycznie max +10, ale prawie zawsze 50. Wyjątek to za niskie ograniczenia na drogach, gdzie nie ma pieszych, domów, ale formalnie jest to zabudowany. Tam +20.
2) Strefa 30.
Popularna w miejscach, gdszie jest sporo pieszych. Prawo zabierane od +20. Faktycznie jadą 30 pare km/h.
Ciekawostka, znaki *ograniczenie 40* są tam co do zasady nie stosowane. W praktyce mamy w mieście albo ogolną 50 albo specjalną 30. Co ciekawe Szwedzi rzadziej ograniczają ogolne 50 od Polaków!
3) Kultura jazdy
Brawura jest rzadka. Nikt nie zadzwoni na policje jak jezdzisz te max +30, albo jak wyprzedzasz rozwaznie i bezpiecznie, ale wystarczy jezdzic slalomem, albo skakac w peletonie wyprzedzajac samochod po samochodzie i tel na policje murowany,
4) Swiadomosc pieszych i rowerzstow. Kamizelki sa powszechnie stosowane. Sam chodzac czasem do pracy w nocy mimo ze mialem do przejscia 400 m poboczem zakladalem na kurtke (zima ;)) kamizelke odblaskowa.
5) Logika policji.
Z ręką na sercu mogę powiedziec ze drogowka koncentruje sie na miejscach faktycznie niebezpiecznych. Miejsca gdzie jest sporo pieszych, przystanki autobusowe, szkoly, jezdnie o duzym antezeniu ruchu.
6) Swietna zasada ze nie ma czegos takiego jak ogolne limity predkosci.
Wszedzie obowiazuja znaki w zaleznosci od standardu bezpieczenstwa. Konkretny znak obowiazuje az do pojawienia sie kolejnego znaku o ograniczeniu predkosci. Nie ma przez to lasu znakow jak u nas, bo w Polsce trzeba powtorzyc znak po kazdym skrzyzowaniu. Opricz tego wytyczne co do standardu drogi sa jasne i jednakowe wszedzie.
7) Brak absurdow drogowych. Co do zasady w miescie czy poza zabudowanym (nie lcize autostrad i drog ekspresowych!) znaki maja wyzsze wartosci niz u nas. Dodatkowo kierowca ma obowiazek sam dostosowac predkosc do umiejetnosci i rzezby terenow i pojazdu.
Oznacza to, ze nie ma czegos takiego jak u nas, czyli ograniczenie na zakretach i na wezlach autostradowych pisane dla ciezarowek na mokrej nawierzchni (takie sa wytyczne gddkia). U nas jadac osobowka te ograniczenia to zart, spokojnie mozna jechac ok 30 km szybciej. Tam natomiast jest informacja o zakrecie.
Ostre zakrety sa tylko na drogach o standardzie 70 sporadycznie 80. Zapewniam ze albo przejechanie ich na tej predkosci wymaga umiejetnosci, albo zazwyczaj jest niemozliwe. Skutkuje to tym, ze kierowca traktuje zakret jako wyzwanie dla swoic umiejetnosci i podchodzi do niego z pokorą. U nas te znaki sa lekcowazone, bo po porostu przecza logice.
Nic się nie zmieniło. Może trochę więcej czarnych dróg z opon, zamiast tego czerwonego koszmaru w deszcz.
Policja występowała na zakończenie wakacji, poza tym nadal potrafią stać z suszarką na autostradzie, ale oni chyba nie zatrzymują tylko wysyłają mandat do domu wtedy. Kupili sobie nawet sedany co się trochę w głowie Szwedów i zeszwedziałych nie mieści.
Ludzie jak olewali ograniczenia tak olewają nadal. Tylko qpark i inne złodziejskie organizacje przestępcze jeszcze więcej mandatów wyłudzają.
Ogólnie w PL brakuje przede wszystkim takiej policji jak w Szwecji. Skupiającej się na tym co ważne. Przepalone żarówki, zawracanie na zakazie itp wykrocznia zajmują tylko czas na łapanie osób które rzeczywiście stwarzają jakieś zagrożenie.
Z tymi fotoradarami to też nie jest tak do końca, wszystkie są doskonale oznakowane, ładne i z reguły pod znakiem informującym o fotoradarze jest też znak przypominający jakie ograniczenie panuje. Robią tylko zdjęcia od przodu, to nie jest takie kur*wo jak w PL.
Co do autostrad wokół Sztokholmu... w Polsce jest inaczej buduje się autostrady raczej od zera, nazywa się je autostradami jako jedno konkretne przedsięwzięcie i tak są na mapie autostradami. W Szwecji te drogi E mogą być w standardzie drogi gminnej między dwoma wygwizdowami w Polsce. Choćby ta 222 która na mapie wygląda jak autostrada w stronę Gustavsberg która na początku jest autostradą, potem się nagle zwęża z ograniczeniem do 70 i już autostradą nie jest żeby zaraz znów stać się autostradą przez pół kilometra by w końcu stać się ekspresówką itd. Poza tym szwedzkie autostrady są mniej więcej w standardzie polskich ekspresówek, na szwedzkich autostradach nawet pasa awaryjnego być nie musi (patrz E4 wokół Sztokholmu - jest ograniczenie do 70).
Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że Szwedzkie drogi są tak oznakowane, tak skonstruowane z wjazdami na autostradę od lewej, tymi kolizyjnymi wjazdo-wyjazdami, a i dla kogoś kto nie przywykł i miasta potrafią być bardzo nieczytelne, że gdyby takie nagle zrobić w Polsce to liczba zabitych by wzrosła co najmniej dwukrotnie. Dodaj szwedzkich pieszych, szwedzkich rowerzystów. Na prawdę wyszła by z tego krwawa masakra.
To jest po prostu cud, że na tych drogach ginie tylko 300 ludzi.
Wszystko co słyszycie o Szwecji i tym całym bogactwie i cudowności to jakiś fenomenalny PR.